poniedziałek, 31 grudnia 2012

Inglot Nightlife Collection

Hej!

Nie planowałam tego posta, ale wiadomo, jak to z planami bywa :)

Przez przypadek wpadłam w Internecie na zapowiedź nowej kolekcji Inglota i jak się okazało kolekcja jest już dostępna w salonach i w sklepie internetowym. Ponieważ przed nami noc sylwestrowa i karnawał, nie dziwi fakt, że kolekcja składa się z 5 brokatowych lakierów. I niestety wpadłam jak przysłowiowa śliwka w kompot, ponieważ czym prędzej pognałam do najbliższego salonu Inglota i kupiłam aż 4 kolory, zrezygnowałam jedynie ze złota (za żółte), reszta mnie po prostu zauroczyła :)

Poniżej przedstawiam Wam zdjęcie promocyjne, oraz zdjęcia moich nabytków z króciutkim opisem.
źródło: fanpage Inglota na www.facebook.com
231 - drobne srebrne "pałeczki" mieniące się na wszystkie kolory,
232 i 233 - bardzo drobny brokat fioletowy i różowy z wielokolorowym blaskiem, w pierwszym momencie myślałam, że to lakiery holograficzne,
235 - średniej wielkości turkusowy brokat, również z wielokolorowym połyskiem, ale mniejszym niż u pozostałych.

Swatchy możecie spodziewać się już niedługo, ponieważ nie mogę się doczekać, aż je użyję :)

Podoba się Wam kolekcja, czy jesteście już zmęczone wszechobecnym brokatem?

Jeszcze raz życzę Wam wszystkiego najlepszego w nadchodzącym roku i lecę się przygotowywać. Do zobaczenia w 2013 roku :D

niedziela, 30 grudnia 2012

Szczęśliwego Nowego Roku!

Kochani Moi!

Już za chwilę, już za momencik pożegnamy stary i przywitamy nowy 2013 rok :)
Chciałabym Wam życzyć dużo uśmiechu i radości, aby Wasze blogi rozwijały się prężnie i ich prowadzenie sprawiało jeszcze więcej radości niż dotychczas :) Aby spełniały się marzenia, te duże i małe, te zwykłe i szalone. Życzę wspaniałej nocy sylwestrowej, aby w nowe 365 dni wejść tanecznym krokiem z donośnym okrzykiem: NAJLEPSZEGO!!

Jak wszystko dobrze pójdzie przywitam nowy rok w kinowej sali oglądając Hobbita, Nietykalnych i Skyfall :) A Wy jak spędzicie ostatnią noc mijającego roku?

sobota, 29 grudnia 2012

Z cyklu: "Moja Mała Obsesja" - cz. I - Zegarki S.T.A.M.P.S.

Cześć!

Dziś postanowiłam podzielić się z Wami jedną z moich licznych obsesji, ale żeby było ciekawiej, będzie to obsesja zupełnie niekosmetyczna - zegarki S.T.A.M.P.S.
Moje szaleństwo zaczęło się stosunkowo niedawno, bo w te wakacje. Czaiłam się z pierwszym zakupem dobre kilka miesięcy, aż w końcu nadeszła ta wiekopomna chwila i nabyłam swój pierwszy zegarek - szminkę na białym skórzanym pasku. Nie minął miesiąc a zapragnęłam nowej tarczy (tym razem szpileczki). I tak się pocztoczyło: jak nie nowy zegarek (list, telefon i gwiazdkowy prezent - płomienie), to pasek, jak nie pasek to ramka (ostatni zakup sprzed dwóch dni - "stara" złota ramka do płomieni). Ramki są w ogóle rewelacyjną sprawą, która w ciągu sekundy zmienia nasz zegarek nie do poznania. Są one też praktyczne z innego względu, ponieważ tarcze mają ząbki (jak to znaczki pocztowe :D) można nimi pozaciągać ubrania, zamontowanie ramki eliminuje ten problem błyskawicznie :) Możecie kupić ramki plastikowe (przezroczyste lub pełne) oraz metalowe - srebrne lub złote w 3 wariantach: błyszczące, mat i tzw. vintage (celowo porysowane i podniszczone).

Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam możliwość personalizacji dodatków, a w szczególności właśnie zegarków. S.T.A.M.P.S. daje nam tak naprawdę nieograniczone możliwości kombinowania. Poza samymi tarczami, których jest kilkadziesiąt wzorów i wciąż dochodzą nowe z kolekcji sezonowych, dostępne są również paski (skórzane, materiałowe, silikonowe - pojedyncze i z szerokimi nakładkami jak na zdjęciu, które można zdjąć i nosić sam pasek), bransolety (2 rodzaje), wspomniane już ramki, torby i breloki - wszystko w co najmniej kilku wariantach kolorystycznych. Na dzień dzisiejszy moją ulubioną kombinacją jest czerwony pasek ze srebrną matową ramką i tarczą - telefonem (na zdjęciu), ale na nowy rok planuję zmienić na płomienie ze złotą ramką.

Zakupu S.T.A.M.P.S.-ów możecie dokonać albo w internecie (ale strona polska nie oferuje wszystkich wzorów), albo na stoiskach zlokalizowanych w centrach handlowych (na dzień dzisiejszy w Poznaniu, Warszawie i Krakowie). Nowości i informacje o promocjach dostępne są na fanpage'u na facebooku.

A Wy lubicie takie gadżety, czy jednak preferujecie klasyczne czasomierze? :)

piątek, 28 grudnia 2012

Zapowiedź: Kolekcja Mariah Carey dla O.P.I.

Hej!

Coś mnie dzisiaj natchnęło i zaczęłam szperać po sieci w poszukiwaniu kolekcji O.P.I. na 2013 r. i natknęłam się na zapowiedzi kolekcji sygnowanej nazwiskiem Mariah Carey. Składa się ona z 8 odcieni, w tym 4 w innowacyjnej formule liquid sand, będącymi po prostu matowymi brokatami.

 źródło: internet
 od lewej: A Butterfly Moment, Sprung, Anti-Bleak, Pink Yet Lavender
źródło: internet
od lewej (odcienie liqiud sand): Stay the Night, Get Your Number, Can't Let Go, The Impossible
źródło: internet
źródło: fanpage O.P.I. na www.facebook.com
zestaw miniaturek 4 lakierów liquid sand
źródło: internet

Jeśli mam być szczera, to kolekcja mnie nie zachwyciła. Gdybym miała wybierać to może skusiłabym się na kremową śliwkę Anti-Bleak i ewentualnie czarno-czerwony matowy brokat.

A Wy co myślicie o tej kolekcji? Jak podobają się Wam matowe brokaty?

czwartek, 27 grudnia 2012

Szaleństwo zakupów

To już chyba oficjalne - Święta się skończyły. Miesiąc przygotowań, gotowanie, sprzątanie, kupowanie prezentów, potem ich pakowanie a jeszcze później gorączkowe rozpakowywanie z wypiekami na twarzy i 3 dni i po wszystkim. Tylko lodówka ledwo się domyka, o niedopinających się guzikach w dżinsach już nie wspomnę. Dlatego dziś postanowiłam ruszyć na podbój sklepów. Jakież było moje zdziwienie gdy zobaczyłam ten dziki tłum przelewający się przez centrum handlowe, spodziewałam się raczej umiarkowanego ruchu. Jeszcze większe zdziwienie dopadło mnie gdy zobaczyłam ogołocone półki i wieszaki. O co chodzi? No tak! Zapomniałam! Nadchodzi Sylwester. Już nic mnie nie dziwiło :) Nie wszystko udało mi się zakupić (Sally Hansen Gem Crush dosłownie wymiecione!), ale trochę drobiazgów upolowałam:
- 2 masełka do ust Nivea - waniliowe z macadamią i malinowe, wcześniej miałam już karmelowe i tak mnie zauroczyło zapachem i świetnym nawilżeniem ust, że musiałam kupić kolejne wersje zapachowe,
- bazę pod cienie Dax Cosmetics Cashmere Eyeshadow Base - niestety moja baza z ArtDeco zamieniła się w kamień i straciła swoje cudowne właściwości utrzymywania cieni na powiece przez cały dzień więc postanowiłam wypróbować bazę Dax, musiałam się trochę namęczyć, żeby ją zdobyć, ale się udało :) Przetestuję i zobaczę czy było warto zdradzić ArtDeco, na pewno dam Wam znać,
- i oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie kupiła lakierów do paznokci, tym razem dwie buteleczki od IsaDory (nr 651 Silver Sparkles i nr 652 Gold Sparkles), przymierzam się do "oszronionego" mani i te dwa lakiery powinny się nadać do jego wykonania.

Z zakupów niekosmetycznych to udało mi się dostać ramkę do zegarka S.T.A.M.P.S., ale o tym już niedługo w innej notce. :)

Dla zainteresowanych mam informację: w Sephorze jest 30% promocja, a w Super-Pharm 25% promocja na wszystkie produkty do makijażu.

A Wy jak spędzaliście pierwszy dzień po Świętach?

środa, 26 grudnia 2012

Urodzinowy Pierrot - Pupa Pierrot Make Up Kit

Cześć!

Prezenty rozdane, brzuch napełniony smakołykami, więc postanowiłam naskrobać świąteczno-urodzinową notkę. Tak, tak, wczoraj miałam urodziny i zostałam obdarowana chyba najsłodszym kosmetycznym gadżetem :) Przedstawiam Wam Pierrota!
To cudo jest częścią świątecznej kolekcji marki Pupa – Pupa Show, w skład której poza Pierrotami wchodzą jeszcze laleczki Pupa Doll (małe i duże), Puposki (skojarzenie z matrioszkami jak najbardziej słuszne), paletki–kopertówki, paletki-koszyczki, wszystko utrzymane w wesołym klimacie z charakterystycznym motywem Arlekina. Oczywiście jako zadeklarowana Pupomaniaczka ze szczęścia prawie oszalałam :)

Pupa Pierrot to paleta do makijażu zamknięta w plastikowej laleczce (do wyboru sześć wzorów). W jej skład wchodzą:
- matowy róż do policzków,
- 4 połyskujące cienie do powiek,
- 7 błyszczyków,
- aplikator do cieni (to ta kuleczka przy cieniach i różu, zapomniałam go wyjąć do zdjęć, ale jest okropnie nieporęczny, zdecydowanie polecam pędzelek),
 - lusterko.

Kolory kosmetyków są neutralne, będą pasować większości z nas. Mnie najbardziej zachwycił róż oraz cień i błyszczyk w kolorze wina.
Cienie są średnio napigmentowane, dobrze się ze sobą łączą, można nimi wyczarować zarówno świeży makijaż na co dzień jak i intensywny wieczorowy look, zawierają drobinki, które ładnie rozświetlają spojrzenie, jednak bez tandetnego efektu, nie osypują się i długo się trzymają, na bazie są nie do zdarcia.
Błyszczyki są transparentne, lekko barwią usta podbijając ich naturalny kolor. Nie wysuszają. Dają fajne uczucie, jak po zastosowaniu balsamu do ust.
 Róż jest matowy, co mnie bardzo ucieszyło. Ma kolor przybrudzonego różu, który ładnie ożywia cerę.

A oto i on, Pan Pierrot w całej swej (w sumie niewielkiej) okazałości:




Lubicie takie gadżety, czy wolicie jednak tradycyjne opakowania kosmetyków?

Mam dla Was jeszcze video promujące Pupa Show Collection:



sobota, 22 grudnia 2012

Wesołych Świąt!!

 Kochani Moi!
 
Przygotowania do Świąt oraz natłok obowiązków w pracy skutecznie wyeliminował mnie z prowadzenia bloga, ale obiecuję Wam, że po Świętach się poprawię i nadrobię zaległości. Szykuję post podsumowywujący mijający rok (nie tylko pod względem kosmetycznym) oraz kilka innych rzeczy. Będzie co czytać:)

W każdym razie, chciałabym w tym miejscu złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia wszystkiego dobrego, ciepłych i pogodnych Świąt, mnóstwa smakołyków na stole i wymarzonych prezentów pod choinką. Wesołych Świąt!!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Przedświąteczne mani w odcieniach niebieskiego (Chanel 555 Blue Boy + Essence 125 Absolutely blue + Golden Rose Jolly Jewels 115)

Witam w pierwszym dniu ostatniego przedświątecznego tygodnia. Jak tam prezenty? Kupione już wszystkie, czy jeszcze polujecie na okazje w sklepach? Ja się nieskromnie przyznam, że od dwóch tygodni mam kupione prezenty, niektóre lądowały już w skrytkach pod koniec października :) Tak, wiem, że to szaleństwo, ale w tym roku postawiłam na święty spokój. Przede mną jeszcze tylko pakowanie, ale dla mnie to akurat najprzyjemniejszy etap.

Ale wracając do głównego tematu, mam dzisiaj dla Was kilka zdjęć mojego przedświątecznego lakierowego "szaleństwa". Miałam w planach coś typowo świątecznego, ale w ostateczności stanęło na dwóch odcieniach niebieskiego okraszonych brokatowymi błyskotkami. Oto wspomnieni w tytule, dzisiejsi bohaterowie:

Chanelka to moje wakacyjne szaleństwo. Kolor 555 o wdzięcznej nazwie Blue Boy pochodzi z tegorocznej kolekcji Les Jeans de Chanel. Jak tylko zobaczyłam go na zdjęciach promocyjnych to się rozchorowałam i tak długo dreptałam do Sephory, aż w końcu wydreptałam super promocję, która nie zrujnowała mojego portfela i zmniejszyła nieco wyrzuty sumienia związane z tą niebywałą rozrzutnością. Na szczęście lakier broni się swoją jakością. Konsystencja jest rzadka, ale nie rozlewa się po skórkach, pierwsza warstwa jest lekko transparentna, bez smug, druga daje pełne krycie i piękny szklisty połysk, który uwielbiam. Jedyna wada (poza ceną) to pędzelek, jak na moje standardy jest stanowczo za cienki, ale całkiem zgrabnie się nim maluje, niemniej jednak jestem zagorzałą zwolenniczką szerokich pędzelków, więc ten mnie nie zachwyca.

Essence z kolei to mój ukochany odcień błękitu.Jest po prostu cudowny. Chłodny, kremowy idelanie komponuje się z odcieniem mojej skóry. Cukierkowy błękit idelany na lato i na zimę. Kolor cud, miód, orzeszki :) Co do jakości to jak najbardziej w porządku, też jest wodnisty, ale nieźle się nakłada, pierwsza warstwa trochę smuży, ale druga to idelane krycie. Pędzelek fajny, szeroki, tylko trafił mi się taki krzywo przycięty. Wykończenie kremowe, ale ze szklistym połyskiem.

O Jolly Jewels już pisałam w dwóch postach, więc nie będę w tym przypadku wdawać się w szczegóły. Dodam tylko, że baza lekko rozbieliła essenciaka :)

A oto efekt końcowy:


I jak Wam się podoba?

Pozdrawiam :)

PS. Musicie mi wybaczyć nie do końca najlepszą jakość zdjęć. Wracam do domu późno i tylko wieczorem mogę cyknąć dla Was fotki, sztuczne światło niestety nie daje takiego efektu jaki bym chciała :(

piątek, 14 grudnia 2012

Dobry mani to podstawa

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować 3 produkty, bez których nie mogę się obyć kiedy maluję paznokcie. Prawda jest taka, że lubie mieć perfekcyjny manicure (a która z nas nie lubi?), a że maluję pazurki raz w tygodniu, lakier musi mi się trzymać przynajmniej 5 dni i przez ten czas wyglądać nienagannie. Oczywiście dużo, jeżeli nie najwięcej, zależy od lakieru, ale dobre przygotowanie to podstawa :) Metodą prób i błędów znalazłam kilka kosmetyków, które są po prostu niezawodne. Oto i one (od lewej):
1. OPI Natural Nail Base Coat,
2. PAESE Akrylowy Utwardzacz do Paznokci,
3. ESSENCE Nail Art Express Dry Drops.

OPI Natural Nail Base Coat (poj. 15 ml) - baza, którą stosuję już od kilku lat, mój pierwszy zakup OPI. Zdradziłam ją tylko raz (na krótko) z Sally Hansen Double Duty i szybciutko do niej wracałam. Dla mnie jest niezastąpiona. Wg producenta jest to baza z formułą przedłużającą trwałość manicure, zapobiega odbarwieniom naturalnych paznokci i zwiększa przyczepność lakieru do paznokci. I taka jest naprawdę, lakier na nią nałożony jest w zasadzie nie do zdarcia, odkąd jej używam ani razu nie miałam odbarwionej płytki, a często używam czerwieni lub bardzo ciemnych kolorów. Po zmyciu paznokcie są bielusieńkie. Baza po nałożeniu daje fajny pół matowy efekt, płytka paznokcia wygląda bardzo zdrowo, może to też dzięki lekko różowemu zabarwieniu preparatu. Jestem w połowie już drugiej buteleczki i wiem na pewno, że będzie trzecia, ale to za czas jakiś bo baza jest bardzo wydajna - tę buteleczkę mam już grubo ponad rok. Wady? Tylko jedna - cena, ale wydajność i skuteczność niewątpliwie ją rekompensują.
PAESE Akrylowy Utwardzacz do Paznokci - to produkt po prostu genialny, do którego podchodziłam jak przysłowiowy pies do jeża i sama nie wiem czemu? No cóż ... czasem tak mam, ale bardzo się cieszę, że go wypróbowałam. Nie zamieniłabym go na żaden inny. Moim problemem jest bardzo miękka płytka paznokcia, która wygina się na wszystkie strony. Wiadomo, lakier nie guma, nie rozciąga się i na końcówkach oraz po bokach już po jednym dniu od malowania na lakierze pojawiały się pęknięcia. Wiadomo jak to się kończyło, odpryskami :( Do tego nie mogłam nosić pastelowych lakierów ponieważ pęknięcia były widoczne i moje paznokcie wyglądały jak przykurzone, mało estetyczny widok. I wtedy z pomocą przyszła mi Mama usilnie namawiając do zastosowania utwardzacza Paese. I stał się cud! Nic nie pęka, nic nie odpryskuje, wszystko pięknie się błyszczy i wreszcie mam mani o jakim zawsze marzyłam. Witajcie pastele! Naprawdę trzyma lakier w ryzach. Mojej Mamie zdarza się nosić mani nawet dwa tygodnie (!!), a paznokcie wyglądają jakby były malowane dzień wcześniej. U mnie 7 dni max z racji na miękkie pazurki. Wady? Dwie. Dostępność: pojawia się i znika, zawsze kupuję kilka buteleczek na zapas oraz trochę długo schnie, ale ten problem rozwiązuje następny prezentowany preparat. Produkt otrzymał tytuł Doskonałości Roku Towjego Stylu 2010.
ESSENCE Nail Art Express Dry Drops - kropelki wysuszające. Tańszy (co absolutnie nie znaczy gorszy) zamiennik kropelek Inglota. Tak naprawdę nie widzę między Essence a Inglotem żadnej różnicy w jakości, w cenie owszem :) Wg opisu, kropelki wysuszają lakier w 60 sekund, i należy zastosować 1-2 kropelki na paznokieć na świeżo pomalowany lakier. Ja czekam 5 minut i "kropelkuję", potem dla pewności siedzę jeszcze z 10 minut i przystępuję do jakiejkolwiek czynności bez większych obaw, że lakier się uszkodzi. Produkt genialny w swej prostocie, dodatkowo bardzo podoba mi się forma aplikacji, pipetka jest wygodna, poręczna. Co tu dużo ukrywać, rewelacyjny preparat, w szczególności do osób, które paznokcie malują w niedzielę wieczorem :D

Używałyście lub używacie, któryś z opisanych produktów? A może macie już swoje hity?

czwartek, 13 grudnia 2012

Róż czy rozświetlacz? A może wszystko w jednym? - Artdeco Glam Deluxe Blusher


Dzisiejszego posta chciałabym poświęcić kosmetykowi, który tak naprawdę odkryłam niedawno i do tej pory się zastanawiam, jak mogłam być taka nieroztropna i go nie używać? Mowa oczywiście o różu. Sądzę, że moja niechęć do niego wynikała raczej z niewiedzy i obawy przed zrobieniem sobie kuku :) Ale małymi kroczkami, stópka za stópką udało mi się go jakoś okiełznać, a w każdym razie tak mi się wydaje...

Zaczęłam od różów w kremie (i tu z czystym sercem, mogę polecić róż w sztyfcie Isa Dory) i stopniowo przeszłam do różów w kamieniu. Mam ich kilka (Sephora, Essence, Pupa) moim ostatnim nabytkiem jest róż z ostatniej kolekcji Artdeco - Glam Deluxe. Ogólnie kolekcja jest bardzo ładna i efektowna, ale mnie nie porwała, poza tym cacuszkiem :)
źródło: fanpage Artdeco na www.facebook.com
10 g różu schowane jest w ładnej, poręcznej kasetce z lusterkiem, z nadrukowanym promienistym wzorem, który wytłoczony jest również na powierzchni kosmetyku. Bardzo lubię to opakowanie, ponieważ żeby je otworzyć wystarczy lekko przycisnąć "guziczek" i wieczko samo odskakuje, nie grozi nam złamanie paznokci w trakcie próby jego sforsowania :)
Sam róż to kombinacja trzech kolorów w raczej stonowanej tonacji, możemy stosować je razem lub osobno. Konsystencja jest miękka, ładnie nabiera się na pędzel, nie pyli. Wykończenie? Po prostu bajka! Myślałam, że kupiłam róż, a tak naprawdę zdobyłam cudowny kosmetyk łączący w sobie funkcje różu i rozświetlacza. Po użyciu tego cuda na policzku mamy delikatną różową mgiełkę, która dodatkowo połyskuje piękną taflą, dając efekt świeżości i promienności cery. Właśnie czegoś takiego szukałam :) (jedyny problem z tą świeżością jest taki, że nijak nie mogłam uchwycić jej na zdjęciu - musicie uruchomić swoją wyobraźnię i uwierzyć mi na słowo). Dodatkowo, co ważne, róż nie wysusza i nie powstają po nim żadne niespodzianki.
zdjęcia na palcu robiłam w różnym świetle, ale ten róż jest naprawdę delikatny i jak widzicie ciężko zrobić mu zdjęcie :( 
A Wy lubicie róże? Wolicie je w kremie, żelu, mussie a może w kamieniu?
Jak podoba się Wam kolekcja Artdeco? Skusiłybyście się na coś?


niedziela, 9 grudnia 2012

Pastelowa zima - Rimmel LF 170 Lively Lilac + Golden Rose Jolly Jewels nr 105

Dobry wieczór Moje Drogie Czytelniczki :)

Za oknem wciąż śnieżnie i jeszcze bardziej mroźnie. Zima zawitała do nas już definitywnie.

Ja postanowiłam osłodzić sobie humor pastelowym mani. Zmęczona trochę ciemnymi, typowo jesiennymi kolorami, które ostatnio nosiłam, zrealizowałam swój pomysł z posta o brokatowych lakierach Golden Rose. Mianowicie, połączyłam lawendowy lakier od Rimmela nr 170 Lively Lilac z brokatową "sto piątką" od Golden Rose.

W kwestii technicznych, lakier Rimmela ma klasyczny, trójkątny, wąski pędzelek, bardzo wygodny i dobrze się nim operuje. Pierwsza warstwa lekko smuży, ale nałożenie drugiej gwarantuje pokrycie całej płytki paznokcia równym kolorem. Fioletowe i turkusowe "flejksy" z GR zatopione są w transparentnej fioletowo-różowej bazie, która lekko zmieniła odcień Rimmela na bardziej różowy. Aplikacja była błyskawiczna i bezproblemowa. Oba lakiery wyschły bardzo szybko, bez bąbelków. Efekt końcowy prezentuje się następująco:


I jak Wam się podoba?
Wolicie na zimę głębokie, ciemne kolory, czy pastele? A może pora roku nie ma dla Was znaczenia?

Ale, ale! To nie wszystko :)

Pozostajemy w klimacie pastelowym ale wciąż zimowym. Ponieważ wczoraj mróz nie oszczędził moich dłoni, mimo tego, że miałam rękawiczki, w trybie natychmiastowym postanowiła zaopatrzyć się w parę cieplejszych "łapawiczek" niż te, które miałam. Marudziłam,  przebierałam, utyskiwałam nad kiepskim wyborem, aż zobaczyłam chyba najpiękniejszą parę rękawiczek jaką miałam w życiu. Dwie rzeczy są pewne: są bardzo ciepłe i uroczo dziewczęce (żeby nie powiedzieć - dziecinne ;P). Jak je zakładam, od razu się uśmiecham, są moim nowym poprawiaczem humoru.

piątek, 7 grudnia 2012

Złoto w natarciu!

Witam Was ciepło w ten śnieżny dzień, a właściwie to już wieczór. Niestety zaczał się okres w pogodzie, którego szczerze nie znoszę :( Szaro, buro, smutno (mimo licznych świątecznych dekoracji), na chodnikach błoto, w autobusach przeraźliwie zimno, brrr... Uwielbiam śnieg, ale tylko poza miastem, w pięknych okolicznościach przyrody, kiedy wszystko przysypane jest białym puchem skrzącym się w promieniach zimowego słońca i wygląda jak z bajki. Codzienna rzeczywistość zmusza do polubienia bardziej praktycznej strony zimy - dla mnie może być trzaskający mróz, oby tylko było sucho i słonecznie.

W związku z tym postanowiła przywołać wspomnienie lata. A jak lato, to złote plaże i złocista opalenizna... I taka właśnie jest nowa kolekcja Inglota - Noble Collection. Mam dla Was swatche dwóch nowych cieni do powiek: nr 153 i 154.

Nie dalej jak w zeszły weekend nawiedziłam sklep Inglota i z miejsca zakochałam się w nowej kolekcji, na którą składają się:
- lakiery (pięć nowych kolorów),
- cienie do powiek Freedom System (pięć nowych kolorów), oraz
- eyelinery w żelu AMC Eyeliner Gel (cztery nowe kolory),
wszystko w srebrno-złotej tonacji. Poniżej zamieszczam zdjęcia promocyjne. (źródło: fanpage Inglot Polska na www.facebook.com)




Lakiery będą idealne na świąteczno-sylwestrowo-karnawałowy czas, niestety zupełnie nie współgrają z moimi paznokciami i skórą dłoni. Skądinąd piękny połysk i metaliczne wykończenie w sposób niebywały podkreślają każdą nierówność mojej płytki paznokcia i zasinienia skóry dłoni, szkoda, bo ostrzyłam sobie ząbki na nr 225 :(

Eyelinery mają piękne kolory, mnie do gustu najbardziej przypadł nr 93 i 94. Póki co nie przygarnęłam żadnego, ale podejrzewam, że już niedługo może się to zmienić.

I teraz czas na to, co tygryski lubią najbardziej - cienie do powiek. Ponieważ uwielbiam inglotowy Freedom System nie mogłam przejść obojętnie obok tych pięciu pięknych kwadracików. Ostatecznie skusiłam się na dwa wcześniej wspomniane kolory - nr 153 i 154. W rzeczywistości kolorystycznie różnią się trochę od tych przedstawionych na zdjęciach promocyjnych.  I tak 153 to chłodny metaliczny beż ze złoto-srebrnymi drobinkami, w zależności od światła można w nim wyłapać lekkie różowo-fioletowe tony. Nr 154 to ciepły złocisty beż ze złotymi drobinkami - bardzo wakacyjny. Oba cienie są mocno napigmentowane, dają metaliczne wykończenie, są miękkie, nie osypują się, dobrze się ze sobą łączą. Każdy kwadracik kosztuje 12 zł, czyli tyle ile standardowe kwadratowe cienie Freedom System. Zamknęłam je w podwójnej kasetce.

I czas na obiecane swatche (na wszystkich zdjęciach od lewej: nr 153, nr 154):




 w sztucznym świetle oba cienie stają się "cieplejsze"

Jak Wam się podoba nowa kolekcja Inglota, chciałybyście coś z niej znaleźć pod choinką?

czwartek, 6 grudnia 2012

Brokatowej manii ciąg dalszy czyli Jolly Jewels od Golden Rose

W ten mikołajkowy wieczór chciałam się z Wami podzielić kolejnymi brokatowymi lakierami, które w ostatnim czasie trafiły do mojej kolekcji. Cóż... świąteczne szaleństwo zakupów robi swoje :) Tym razem wybrałam Jolly Jewels od Golden Rose. Stojąc przy stoisku GD dostałam istnego oczopląsu, kolekcja składa się w sumie z 17 roziskrzonych kolorów i gdyby nie ograniczony budżet z chęcią przygarnęłabym je wszystkie, a tak po długim namyśle wybrałam kolory nr 105, 108, 113 i 115. :)

Buteleczki są proste i poręczne, pędzelek, podobnie jak we wcześniej opisywanym lakierze Bell, jest dość wąski, ale bardzo wygodny. Same lakiery to kolorowe drobinki zatopione w półtransparentnym lakierze, świetnie sprawdzą się jako top i jako top mam zamiar je wykorzystać, według mnie są zbyt transparentne aby można je było stosować solo. Oczami wyobraźni widzę połączenie lawendowego ze "sto piątką". A Wy połączyłybyście Jolly Jewels z innymi lakierami czy jednak wolicie wersję solo?



od lewej: 105, 108, 113, 115

 nr105

nr 108
nr 113
nr 115

I jak Wam się podoba "biżuteria" od Golden Rose?