wtorek, 31 grudnia 2013

Szczęśliwego Nowego Roku!


Kochani Moi!

Nie umiem pisać poetycko, ale umiem prosto z serducha, tak więc...

Kolejny rok przechodzi do historii, już za chwilę, już za momencik, wkroczymy w nowy 2014 rok. Z tej okazji chciałabym Wam życzyć przede wszystkim szampańskiej zabawy w gronie najbliższych, a na nadchodzące 365 dni wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, nieważne czy tych małych czy tych wielkich, serdecznych ludzi wokół, dużo radości, uśmiechu, po prostu wszystkiego najnaj!

Bawcie się dobrze i do zobaczenia w przyszłym roku :)


poniedziałek, 30 grudnia 2013

Świeżo Malowane Poniedziałki - Pupa Milano Holographic Nail Polish nr 34

Cześć!

Jutro o tej porze większość z Was zapewne będzie już szaleć i hucznie żegnać mijający rok. Ja mam ambitny plan przyoblec swe ciałko w wygodny dresik, wyciągniętą koszulinę i zasiąść przed telewizorem, tudzież komputerem i siłą woli wytrzymać do północy, obejrzeć fajerwerki na balkonie i chwilę później zawinąć się w kołderkę i oddać się w objęcia Morfeusza. Ale dość o moich planach, czas na prezentację dzisiejszego bohatera, czyli lakieru Pupa Milano z efektem holo :)


Skoro Sylwester za pasem, zdecydowałam się na coś błyszczącego. Błękit od Pupy to kolejny gagatek z mojej kolekcji lakierów holograficznych, nakłada się idealnie, nie smuży, wysycha błyskawicznie, nie bąbelkuje. Zmywa się szybko i łatwo. Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię taki efekt na paznokciach, kolor mieni się na wszystkie kolory tęczy i niewątpliwie przyciąga wzrok.

Na zdjęciach: 1 warstwa OPI Natural Nail Base Coat, 1 warstwa Pupa Milano Holographic Nail Polish nr 34, 1 warstwa Sally Hansen Insta-Dry.





Jak Wam się podoba?

niedziela, 29 grudnia 2013

Yankee Candle - Runda 2 - Merry Marshmallow

Cześć!

Co prawda śnieżna zima jeszcze przed nami, ale sezon wosków, świec i innych zapachowych umilaczy już dawno został otwarty. Jak wiecie, do grona miłośników YC dołączyłam niedawno, pomału zapoznaje się z ich ofertą i poszukuję swojego zapachu idealnego. Salted Caramel był dla mnie za mocny, ale już Merry Marshmallow okazał się niezłym przyjemniaczkiem.


Zapach rozwija się bardzo powoli, potrzeba czasu aby w pełni ukazał swoje słodkie oblicze. Pierwsze co poczułam to była bardzo duża dawka słodyczy, długo myślałam co mi przypomina ten zapach, ale w pewnym momencie zobaczyłam oczami wyobraźni puchatą, różową watę cukrową. Tak, to było to, zapach słodziutki, przywołujący mnóstwo pozytywnych wspomnień :) Obawiałam się, że taka dawka cukru szybko mnie znuży i wywoła ból głowy, ale nic takiego się nie stało, zapach jest wyraźny, ale nie mocny, nie nuży i nie męczy, jest trwały, w pokoju pachniało kruchymi ciasteczkami z lukrem jeszcze długo po zgaszeniu świecy. Co ciekawe drugie jej rozpalenie ujawniło delikatną, maślaną nutę tego zapachu, bardziej waniliową, apetyczną, trafiającą idealnie w mój gust. Tak właśnie pachniała moja tegoroczna wigilia :D

Merry Marshmallow to zapach mojego dzieciństwa, wspomnienia wizyt w wesołym miasteczku, wakacji nad morzem, ciasteczek pieczonych przez babcię. Lubię takie słodko - maślane nuty, jednak do Merry Marshmallow raczej nie wrócę, zapach mimo niezaprzeczalnego uroku, nie oczarował mnie, nie zachwycił.

A Wy co sądzicie o Merry Marshmallow?

czwartek, 26 grudnia 2013

Sypnęło podarkami

Witam Was Świąteczne!

Chociaż mamy dzisiaj drugi dzień Świąt, chyba można już śmiało uznać, że Święta są prawie za nami. Krokiety, rybki, barszczyki, makowce już poukładane warstwowo w brzuszku, więc przyszedł czas na pochwalenie się prezentami wigilijno - imieninowo - urodzinowymi.

Uwielbiam świetlisty makijaż, a co za tym idzie wszelkiego rodzaju bazy rozświetlające. Mimo, że mam cerę mieszaną używam kosmetyków rozświetlających, ale bardzo uważam z ich ilością, a jeśli chodzi o bazę, używam jej tylko na policzkach, nigdy na całej buzi. Poza świetlistym makijażem uwielbiam też markę Benefit - za ich śliczne opakowania i za dobrą jakość, chociaż ich cen zdecydowanie nie lubię. Jako prezent imieninowy dostałam bazę rozświetlającą That Gal od Benefitu właśnie, która pachnie jak guma balonowa i ma ciekawy aplikator. Wyobraźcie sobie mój uśmiech na twarzy kiedy mym oczom ukazało się to kolorowe cudo :) Skakałam do góry z radości :)





Z Yves Rocher jakoś nigdy nie było mi po drodze, a jak już wstąpiłam do jednego z ich licznych salonów, spotkałam się z tak opryskliwą obsługą, że wymaszerowałam z niego szybciej niż weszłam, mimo, że planowałam zakup świątecznej kolekcji czekoladowo - pistacjowej. Z pomocą przybył jednak Mikołaj i pod choinką znalazłam zestaw składający się z musującego żelu pod prysznic, mleczka do ciała, mydła do rąk i pomadki ochronnej ze wspomnianej kolekcji. Wszystko zapakowanie w puszkę i owinięte jak cukierek :) W końcu będę mogła się przekonać, czy YR faktycznie jest takie dobre jak je blogerki malują :D



Niekosmetycznych prezentów nie fotografowałam, wspomnę jedynie, że od rodziców, jako prezent główny, dostałam wymarzony czytnik e-booków, oraz filmową 1-szą część "Igrzysk Śmierci" i swingującą płytę Robbiego Williamsa :) A gdybyście jeszcze nie mieli dość świątecznych smakołyków, zobaczcie jak uroczo miałam przyozdobiony tort urodzinowy :D Z tej wesołej ferajny najpierw skonsumowałam Mikołaja odgryzając mu w pierwszej kolejności tyłek, a renifer na dzień dobry stracił lewe ucho :D



A Wy co znaleźliście pod choinką?

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!!

Kochani Moi!

Zanim przejdę do życzeń chcę Wam najpierw serdecznie podziękować za to, że jesteście. Przegapiłam zupełnie ten moment, ale Tęczowa Banieczka istnieje w blogosferze już ponad rok :) Może nie wszystko poszło tak jak to sobie wyobrażałam, ale to kolorowe miejsce istnieje tylko i wyłączenie dzięki Wam i za to serdecznie i z całego mojego serducha Wam dziękuję! Mam ochotę uściskać Was wszystkich i każdego z osobna :D No, ale trochę popłynęłam, żeby nie powiedzieć, że zboczyłam z kursu, ale już zmierzam do głównego punktu programu :D


Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chcę Wam życzyć wszystkiego, ale to wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, tych najskrytszych i tych najmniejszych, dużo uśmiechu, radości, wczesnej wiosny, pięknego słońca, żeby zdjęcia na blogaski wychodziły jak spod ręki mistrza fotografii, mnóstwa kosmetycznych nowości, niekończących się źródeł inspiracji i wszystkiego tego, o czym zapomniałam, a czego pragniecie! Niech ten świąteczny czas będzie dla Was radosny, spokojny i spędzony w gronie najbliższych Wam osób. 
Wesołych Świąt! 

A wszystkim Ewom (i Adamom w sumie też ;p) przesyłam najserdeczniejsze życzenia imieninowe :)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Świeżo Malowane Poniedziałki - Barry M Matte Nail Paint (MNP 2 Burgundy Crush) + Essie Toogle To The Top

Hej!

Jutro Wigilia, zasiądziemy przy świątecznym stole, spotkamy się z rodziną, będziemy jeść pyszne potrawy i z radością dziecka rozrywać kolorowy papier, w który Elfy, pod czujnym okiem Mikołaja, pakowały nasze prezenty :D Ale żeby nie było, po całym tym przedświątecznym zamieszaniu, myciu okien, szorowaniu podłóg, mieszaniu w garach i popędzania domowników do roboty, w ten wyjątkowy wieczór chcemy prezentować się nienagannie, ładnie, elegancko, nazwijmy to po imieniu, po prostu chcemy zachwycać :) Ja mam dla Was dzisiaj propozycję, prostego, klasycznego, świątecznego mani. Niestety nie umiem robić pięknych zdobień, ale za to pobawiłam się w połączenie wykończeń :) A w zabawie uczestniczyli matowy lakier Barry M Matte Nail Paint nr 2 Burgundy Crush oraz zimowy Essie Toogle To The Top.


Po niezwykle udanej przygodzie z matową Vanillą od Barry M (klik) nie wytrzymałam i skusiłam się na czarującą, głęboką czerwień z tej samej serii, czyli Burgundy Crush. Lakier pod względem użytkowania spisuje się wybornie, podobnie jak waniliowa siostra, chociaż miałam wrażenie, że nieznacznie dłużej schnie. O ile w przypadku Vanilli wykończenie było bardziej satynowe, o tyle czerwień jest już bardziej matowa, ale za to szybciej "wyciera" się na błysk. Zmywa się szybko, odrobinę barwi skórki.


Toogle To The Top z zimowej kolekcji Essie był pierwszym, który przyciągnął mój wzrok i to za jego sprawą postanowiłam zdobyć kostkę, zawierającą 4 kolory z kolekcji. Jest to czereśniowa, żelkowa czerwień z mnóstwem czerwonych drobin. DO pokrycia paznokcia jednolitą warstwą koloru wystarczą 2 warstwy, posiadam wersję z wąskim pędzelkiem, a że z wąskimi pędzelkami radzę sobie raczej marnie, zrobiłam prześwity i nałożyłam trzy warstwy. Lakier wysycha szybko, ale pozostaje chropowaty, aby go wyrównać i wydobyć z niego cały urok niezbędne jest nałożenie warstwy topu, a nawet i dwóch :) Zmywa się trudno, ale obejdzie się bez folii :)


Całość wygląda tak:
(na zdjęciach <w sztucznym świetle>: 1 warstwa OPI Natural Base Coat, 2 warstwy Barry M Matte Nail Paint Burgundy Crush, na palcu serdecznym 3 warstwy Essie Toogle To The Top + 1 warstwa Sally Hansen Insta-Dry)





I jak, podoba się Wam takie połączenie?

niedziela, 22 grudnia 2013

Yankee Candle - Runda 1 - Salted Caramel

Hej!

Wpadam do Was w wolnej chwili między robieniem ostatnich zakupów a przygotowywaniem smakołyków na świąteczny stół. Tłumy w centrach handlowych przerażają, widać, ile osób świąteczne sprawunki zostawiło no ostatnią chwilę. Na szczęście prezenty miałam kupione już dawno temu, tak naprawdę musiałam kupić tylko torby na prezenty, w tym roku się zbuntowałam i stwierdziłam, że nie będę zawijać upominków w papier, po prostu mi się nie chce, a torebki wybrałam ładne, więc pod choinką będzie tak i tak kolorowo :)

Ale przechodzę już do głównego bohatera dzisiejszej notki, do solonego karmelu ze stajni Yankee Candle :) Skusiłam się na sampler tego zapachu, głównie z racji tego, że podobno świece są mniej intensywne niż woski, jestem typem migrenowca i zapachy potrafią przyprawiać mnie o ból głowy. Jako że jestem miłośniczką wszelkich "apetycznych" zapachów, swoją przygodę z YC postanowiłam rozpocząć właśnie od Salted Caramel, który urzekł mnie dużą dozą słodyczy przełamaną lekką, słono-paloną nutą.


Zapaliłam sampler, po kilkunastu minutach w pokoju zaczął unosić się słodki, wręcz obezwładniający zapach karmelu. Dopiero po chwili do karmelu dołączył przypalony cukier. Kilka minut później pojawiła się sól. Jest dobrze, pomyślałam, słodko, otulająco, ciepło i przyjemnie. Buzia mi się cieszy, zapach coraz śmielej sobie poczyna, rozwijając swoją moc i wypełniając całe mieszkanie zapachem. I tu bajka się kończy, czym dłużej palę świecę tym bardziej zapach staje się ciężki, przytłacza, obezwładnia, przyprawia mnie o silny ból głowy. Czym prędzej gaszę sampler, ale zapach jest tak mocny, że jeszcze długo utrzymuje się w mieszkaniu. Przez kilka dni odrzuca mnie na samo wspomnienie tego zapachu. Daję sobie czas. Ponowną szansę daję Salted Caramel kilka tygodni później. Drugie rozpalenie przebiega nieco łagodniej, chociaż zapach zachowuje się tak samo jak poprzednio ból głowy nie nadchodzi. Zachęcona takim obrotem sprawy rozpalam sampler ponownie następnego dnia. Niestety, ledwo zapach zaczął rozchodzić się po pomieszczeniu, bez uprzedzenia okrutnie rozbolała mnie głowa. Mimo najszczerszych chęci zapach okazał się dla mnie za ciężki, przytłaczający i z nieukrywanym żalem się z nim rozstałam.

Niemniej jednak to dopiero mój początek przygody ze świecami YC i mimo trochę nieudanego debiutu, mam już mały zapas kolejnych zapachów :) Z Salted Caramel kupiłam również Summer Scoop, który pozostawiam sobie na wiosnę. Niedawno za to przywędrowały do mnie Merry Marshmallow (dzisiaj ją rozpaliłam, jest słodziutko, oj i to nawet bardzo), Vanilla Cupcake i mały słoik Snowflake Cookie (niestety nie było samplera tego zapachu).


Znacie Salted Caramel? Co o nim myślicie? Widziałyście już nową kolekcję Q1 na 2014 r.?

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Świeżo Malowane Poniedziałki - Golden Rose Holiday nr 65 + Misslyn Satin Metal nr 11

Hej!

Nie wiem jak Wy, ale ja, mimo, że bardzo się staram, nie mogę poczuć w tym roku magii świąt. Chyba przez to, że za mało świątecznych piosenek leci w radiu, i dopiero od tygodnia na stołecznych ulicach błyszczą świąteczne iluminacje i żeby nie wiem co, nie potrafię poczuć tej magicznej atmosfery. Dlatego też dzisiejsze mani jest na przekór pogodzie i kalendarzowi i bardzo dalekie od świątecznych klimatów, bliżej mu do Sylwestra czy karnawału. Dzisiaj mam dla Was połączenie mocnego różu w piaskowym wydaniu i matowego złota. Brzmi kiczowato? I dobrze! O to właśnie chodziło :D


Piaskowej serii Holiday od Golden Rose przedstawiać Wam nie muszę :) Jednak aby z tradycji stało się zadość, napiszę o nim kilka słów. Nr 65 to soczysta, ostra fuksja, pięknie wygląda na opalonych dłoniach, ale zadziwiająco ładnie komponuje się również z jasną, nie muśniętą słońcem skórą. Aplikacja jest komfortowa, już jedna warstwa pokrywa paznokcie jednolitym kolorem (ja położyłam dwie), wysycha szybko. Początkowo odrobinę zahacza o ubrania, ale wystarczy godzina, by końcówki paznokci się wygładziły i problem znika. Jedyną wadą tego lakieru jest fakt, że szybko się brudzi :( Zmywa się szybko i w zasadzie bezproblemowo.


Misslyn Satin Metal to nowość w lakierowych szeregach Misslyn. Jego nazwa w pełni oddaje efekt jaki uzyskujemy na paznokciach - metaliczny odcień o lekko matowym, satynowym wykończeniu. Lakier ma rzadką konsystencję, ale bezproblemowo się go nakłada, nie zalewa skórek. Do uzyskania jednolitego koloru potrzeba dwóch warstw lakieru, wysycha szybko, zmywa się błyskawicznie. Dostępny jest w dwóch odcieniach złota - chłodnym i ciepłym, ja wybrałam ten chłodniejszy, lepiej współgra z kolorem skóry moich dłoni.


Efekt końcowy wygląda tak:
(na zdjęciach: 1 warstwa OPI Natural Base Coat, 2 warstwy Golden Rose Holiday nr 65, na palcu serdecznym 2 warstwy Misslyn Satin Metal nr 11)





Jak zwykle jestem ciekawa jak Wam się podoba? :)

sobota, 14 grudnia 2013

Grudniowe "spodzianki" :)

Grudzień to miesiąc magiczny, to czas pachnący piernikami, pieczonym jabłkiem, cynamonem, goździkami i mandarynkami, wypełniony po brzegi bieganiem po sklepach za prezentami, kupowaniem i ubieraniem choinki, oczekiwaniem na Święta, na spotkania rodzinne i oczywiście na prezenty. Dla mnie grudzień to również moje urodziny, do których jeszcze trochę czasu, ale pierwszy urodzinowy i zupełnie niespodziewany prezent już dostałam.


Ale zacznę od prezentu na Mikołajki. Mikołaj spisał się w tym roku na medal, zapewne dlatego, że kilka słów na uszko szepnęła mu moja Mama. Dzięki temu pod poduchą znalazłam wymarzoną paletkę cieni Pupa Milano - Pupa Princess Pupart :) Paletka składa się z 8 cieni oraz czarnego, kremowego eyelinera, stanowi idealne połączenie beżu, różu, fioletu i szarości. Idealna do wykonania dziennego, delikatnego makijażu, ale i można z niej wyczarować fajne smoky :)





Niespodziewany prezent urodzinowy sprawiła mi za to Sephora :) Na początku grudnia otrzymałam maila, że z okazji urodzin mogę odebrać specjalną, urodzinową paletę do makijażu. Że tak powiem, dwa razy powtarzać nie trzeba było i czym prędzej pognałam do najbliższej Sephory i odebrałam paletkę, która na pewno idealnie sprawdzi się w podróży. Jest malutka, ale zawiera 4 cienie (4 x 0,44 g) - 2 w odcieniach szarości i 2 beże, 2 błyszczyki (2 x 0,24 g) - czerwień i ciepła, jasna brzoskwinia ze złotymi drobinkami oraz róż (1,95 g). Zestawienie bardzo uniwersalne i praktyczne :)


A Wy co znaleźliście w butach/pod poduszką?

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Świeżo Malowane Poniedziałki - Barry M Matte Nail Paint (MNP 4 Vanilla) + Golden Rose Carnival ( nr 04 i 11)

Hej!

I doczekaliśmy się pierwszego śniegu. Nie powiem żebym tęskniła, ubiegła zima dała mi się mocno we znaki i chciałabym, aby mroźna, aczkolwiek sucha zima, trwała jak najdłużej, ale nadszedł Ksawery i sypnął białym puchem i za oknem zrobiło się szaro, brudno i ponuro. W związku z tym postawiłam na jasne, klasyczne mani z odrobiną błyskotek.


Matowa kolekcja lakierów Barry M od razu wpadła mi w oko, na początku chciałam przygarnąć ją całą, ale stwierdziłam, że po pierwsze niedługo będę musiała wynająć mieszkanie na moją kolekcję lakierów, a po drugie mam matujący top Inglota i każdy lakier mogę zamienić w ten z matowym wykończeniem. Sięgnęłam zatem po ten kolor, który zachwycił mnie w pierwszej kolejności, czyli nr 4 o nazwie Vanilla. Vanilla to kolor, bliżej nieokreślony, to szarość z domieszką beżu i kroplą fioletu, chociaż np. u mojej Mamy ukazywał swoje różowe oblicze. Lakier nakłada się w zasadzie bezproblemowo, chociaż trzeba nakładać go szybko, ponieważ zasycha bardzo szybko i przez to podkreśla wszelkie nierówności nałożonej warstwy koloru. W zasadzie do pokrycia paznokcia jednolitym kolorem wystarczy jedna, średnia warstwa, ja dla lepszego efektu nałożyłam dwie. Jak już wspomniałam lakier wysycha szybko na taki satynowy mat, bardzo podoba mi się to wykończenie, efekt jest bardzo delikatny, miękki, subtelny. Z czasem mat "wyciera" się na połysk, ale niezbyt przesadny.


Dla urozmaicenia mani serdeczny palec ozdobiłam brokatami od Golden Rose z kolekcji Carnival. Ponieważ nie mogłam się zdecydować, który wybrać, użyłam oba odcienie jakie posiadam czyli nr 04 (róż) i nr 11 (fiolet). Oba wypełnione są mnóstwem matowych drobinek, które ładnie i równo rozprowadzają się po płytce, wysychają szybko na szklisty połysk.


Mat od Barry M zmywa się łatwo i szybko, niestety z brokatem trzeba się nieźle namęczyć, ale to akurat nie dziwi :) Co do trwałości, pod ostatnim postem, gdzie wspominałam o Diorze i jego średniej jakości, Margotka z bloga Buduar Margotki (na którego serdecznie Was zapraszam) zasugerowała mi, że słaba trwałość lakierów może być spowodowana używaniem bazy NailTek Foundation II, kiedyś lakiery trzymały mi się około 5-6 dni, odkąd zaczęłam stosować NTF II ten czas skrócił się do 3-4 dni, w związku z czym z podkulonym ogonem wróciłam do używanej przeze mnie przez lata Bazy OPI Natural Base Coat. W tym mani użyłam jeszcze NTF II i lakier wytrzymał 3 dni :( Zobaczymy jak sprawa będzie wyglądała z OPI.

To czas na zdjęcia (w sztucznym świetle niestety), a na nich 1 warstwa NailTek Foundation II, 2 warstwy Barry M Matte Nail Paint MNP 4 Vanilla + po 1 warstwie Golden Rose Carnival nr 04 i nr 11 na palcu serdecznym:




Ciekawa jestem jak Wam się podoba?
A na przyszły tydzień mam dla Was coś kolorowego i migoczącego, tak na przekór pogodzie :) Zaciekawione? Jak myślicie co to będzie?

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Świeżo Malowane Poniedziałki - Dior Diorific Vernis - 995 Minuit

Cześć!

Kilka tygodni temu pokazałam Wam lakier z zeszłorocznej, świątecznej kolekcji Diora (klik), gdzie przy okazji wspomniałam, że mam ochotę na odcień 995 Minuit, z tegorocznej kolekcji na Święta. Dzięki  mojej Mamie, moje pragnienie się spełniło :) Pani i Panowie oto on!


Chciałabym powiedzieć, że wyszła z tego miłość, niestety miłości nie będzie, ba nawet przyjaźń się z tego nie wywiąże, chociaż darzę ten lakier pewną dozą sympatii. Piękny design opakowania zachwyca, przyciąga wzrok, po prostu chce się go mieć. Niestety wnętrze nieco rozczarowuje. Już Diva okazała się trudnym przeciwnikiem, za to Minuit jest wręcz nie do pokonania. Lakier jest gęsty, ciężko się go nakłada, mimo, że pędzelek jest całkiem wygodny, to formuła lakieru nie pozwala na jego równomierne nałożenie. Pierwsza warstwa to festiwal smug, druga pokrywa płytkę w miarę jednolitym kolorem, ale zdarzają się prześwity. Lakier wysycha szybko i pozostaje lekko chropowaty, aby zlikwidować tą nierówną strukturę konieczne jest nałożenie dwóch warstw topu.

Początkowo myślałam, że Minuit to bardzo ciemna śliwka, tak naprawdę jest to bardzo głębokie bordo z mnóstwem czerwonych i złotych drobinek, które pięknie się mienią i ożywiają cały manicure. Takiego odcienia jeszcze nie miałam, prawdziwe cudo.

Trwałość jest przeciętna, lekko wytarte końcówki miałam już po dwóch dniach, po czterech zaczęły pojawiać się odpryski i musiałam zmyć lakier. Zmywanie jest bezproblemowe, mimo licznych drobinek lakier schodzi gładko i szybko.

Na zdjęciach: 1 warstwa NailTek Foundation II, 2 warstwy Dior Diorific Vernis - 995 Minuit, 1 warstwa Insta-Dry Sally Hansen. 




Podsumowują, Minuit ze względów estetycznych jest lakierem pięknym i chciałabym go nosić niemal codziennie, ale użytkowo sprawuje się marnie co zmusza mnie do zastanowienia się czy jeszcze kiedykolwiek sięgnę po lakiery marek selektywnych. Cenowo porażają a i jakość bywa niestety różna.

Jak Wam się Podoba Minuit?