poniedziałek, 31 marca 2014

Świeżo Malowane Poniedziałki - Essie Peach Daiquiri

Hej!

Taką wiosnę to ja rozumiem, miniony weekend był piękny, ciepły i słoneczny. Wczoraj spotkałam się z koleżanką i siedziałyśmy sobie na słoneczku popijając pyszności i łapiąc pierwsze, prawdziwie wiosenne promyki słońca. To było super przyjemne popołudnie, Ola dziękuję :*

Dzisiaj mam dla Was cudowny lakier od Essie, który zachwycił mnie nie tylko kolorem, ale również wykończeniem, aplikacją i trwałością. Oto Peach Daiqiuri.


Peach Daiquiri to prawdziwy kameleon, w butelce intensywnie różowy, dopiero na paznokciach pokazuje swoją nieoczywistą naturę. W zależności od światła bywa brzoskwiniowy, czasami staje się koralowy by za chwilę pokazać swoje soczyście różowe oblicze, zdarza się też, że złapie odrobinę czerwonych tonów i przybiera odcień arbuza. Ale to nie wszystko, ma żelowe wykończenie i szkliście się błyszczy, co tylko podkreśla jego urodę. Nakłada się wyśmienicie, mimo, że konsystencja jest dosyć wodnista, ale pędzelek trzyma lakier w ryzach i dzięki temu dwie cienkie warstwy wystarczą do pokrycia paznokci piękną, błyszczącą taflą koloru. Lakier wysycha szybko, nie bąbelkuje. Na moich paznokciach wytrzymał 6 dni, co wprawiło mnie w niemałe zdziwienie :) Peach Daiquiri to, bez dwóch zdań, mój ukochany Essiak!

To teraz czas na zdjęcia, które po raz pierwszy od bardzo dawna, zrobiłam w świetle dziennym :)
(na zjdęciach: 1 warstwa Sally Hansen Nail Rehab X, 2 warstwy Essie Peach Daiquiri, na palcu serdecznym dodatkowo top Essence Special Effect! Topper w kol. 08 night in vegas - wycofany ze sprzedaży, zmatowiony topem Inglot nr 16)






Jak Wam się podoba?
Jak spędziliście weekend, cieszyliście się piękną pogodą?

Pozdrawiam,
Ewa :)

piątek, 28 marca 2014

Yankee Candle - runda 5 - Strawberry Buttercream i Fruit Fusion

Hej!

Mimo sporych zapasów, dawno nie pisałam o Yankee Candle, ale niestety Vanilla Cupcake nieco ostudziła mój zapach do palenia świec. Niemniej jednak po długiej przerwie postanowiłam zanurzyć się w kolejnej pachnącej przygodzie i sięgnęłam najpierw po Strawberry Buttercream i Fruit Fusion. Jak myślicie, rozczarowanie czy kolejna miłość? Zapraszam do lektury :)

Strawberry Buttercream


Jest to ciekawe połączenie soczystych truskawek z delikatną, słodką, nieco maślaną bitą śmietaną. Połączenie tak apetyczne, że już na samą myśl o tym zapachu zrobiłam się głodna. Zapach nie jest przytłaczający, ale nie jest też z kategorii tych delikatnych. Początkowo kwaśna i słodka nuta idealnie się równoważą, zapach jest ciepły, przyjemnie otulający. Później przed szereg nieco wybiega bita śmietana, zapach staje się bardziej delikatny, ale truskawka nie daje za wygraną i to ona ostatecznie dominuje. Strawberry Buttercream jest bardzo przyjemny jednak truskawka jest trochę za kwaśna i zapach staje się przez to cierpki, co nie do końca mi odpowiada. Raczej do niego nie wrócę, ale tym z Was, które nie przepadają za typowymi słodziakami, powinien przypaść do gustu.

Fruit Fusion


Jako miłośniczka jadalnych zapachów typu czekolada, wanilia czy karmel postanowiłam dla odmiany spróbować czegoś typowo owocowego z asortymentu YC. Co prawda miałam już "na tapecie" Vanilla Lime, które mnie po prostu urzekło, ale wciąż to nie był klasyczny owoc, dlatego też z ogromną ciekawością sięgnęłam po Fruit Fusion czyli połączenie truskawki, limonki i pomarańczy. Jak dla mnie bomba! Zapach jest leciutki, świeży, orzeźwiający, soczyty i owocowo, wspaniale sprawdzi się w okresie wiosenno-letnim. To prawdziwy, owocowy koktajl, najprawdziwsza bomba witaminowa zamknięta w małym samplerze, istne cudo! Panie i Panowie oto kolejny ulubieniec od YC:)

Wczoraj znów napadłam na Świat Zapachów i zaopatrzyłam się w samplery z nowej kolekcji Q2 na 2014. W jej skład wchodzą następujące zapachy: Orange Splash (niestety nie było samplera), Sweet Apple, Black Plum Blossom, oraz dwa zapachy limitowane: Margarita Time i Citrus Tango. Po obwąchaniu na razie zapakowanych samplerów czuję się jak w niebie :)

Miałyście, któryś z pokazanych przeze mnie zapachów? Co myślicie o kolekcji Q2 na ten rok?

Pozdrawiam,
Ewa :)

środa, 26 marca 2014

Uchylając rąbka tajemnicy... cz. I

Cześć!

Jakiś czas temu, a dokładnie 4 miesiące temu, opublikowałam post, w którym zaproponowałam zadawanie pytań, które pozwolą Wam mnie bliżej poznać :) Padło ich kilka (a dokładnie 4) i dzisiaj postanowiłam na nie odpowiedzieć :) Dosyć odważnie dzisiejszy post oznaczyłam jako część pierwszą, ale pomyślałam, że może jednak chcecie dowiedzieć się o mnie czegoś więcej, jeśli tak - zostawiajcie swoje pytania pod tym postem, a za jakiś czas powstanie część II, jeśli nie - część pierwsza będzie jednocześnie ostatnią :)

To zaczynamy od Aswertyny, która zadała mi takie oto pytanie:
Najmilsze wspomnienie z dzieciństwa?

Hmm, wbrew pozorom to było trudne pytanie, ponieważ nie mam jednego, konkretnego wspomnienia. Moje wspomnienie dzieciństwa to mieszanka zdarzeń, zapachów, smaków, dźwięków, pojedynczych obrazów. Kiedy myślę o dzieciństwie widzę wnętrze sali kinowej kina Ochota i kina Skarpa (które już niestety nie istnieją), gdzie z zapartym tchem oglądałam bajki Disneya i Jurassic Park, widzę cukiernię koło mojego bloku, widzę moją szkołę, widzę kolonie w Dźwirzynie, na które tak bardzo lubiłam jeździć, że spędziłam na nich wakacje 6 lat pod rząd, widzę psy dawnej sąsiadki: dwa wilczury Lorda i Azę, widzę ukochaną przytulankę Pupusię - różowego króliczka z tęczowymi (!!) uszkami, widzę Pewex przy Dworcu Centralnym, widzę ukochane bajki Disneya - Małą Syrenkę, Piękną i Bestię, Królewnę Śnieżkę i bajki Hanna - Barbery odtwarzane z kaset video stale i wciąż. Kiedy myślę o dzieciństwie czuję zapach pasty do podłogi, pomarańczy, czekolady, morza, lasu, trawy, rozgrzanego słońcem piasku, świeżej farby drukarskiej. Do tej pory pamiętam zapach czekoladowej szminki ochronnej z Avonu, która pachniała cudownie słodko i do tej pory nie udało mi się znaleźć w żadnym kosmetyku tak pięknej woni czekolady. Czasem bliżej niezidentyfikowany zapach potrafi przywołać konkretne wspomnienia. Podobnie jak piosenki, na codzień nie potrafiłabym ich zanucić, ale usłyszane w radio potrafią przywołać wspomnienie jak np. w wakacje, w domu układałam puzzle z Królem Lwem :) Do tej pory pamiętam smak lodów z automatu i gofrów z cukierni Iglo na Nowym Świecie, chałwy ze świątecznych paczek od rodziców z pracy, lodów pistacjowych z cukierni spod bloku i paluszków z ciasta francuskiego z serem i papryką z tej samej cukierni. Teraz nic już tak nie smakuje, nie potrafię odnaleźć tych smaków. Szkoda...  To były piękne czasy :)


Kolejne pytanie, tym razem od Margotki:
Jakie komentarze pod Twoim postem doprowadzają Cię do białej gorączki? Takiej, że masz ochotę zjeść myszkę i klawiaturę ze złości?

Oj, jest kilka kategorii komentarzy, które doprowadzają mnie do białej gorączki i gdy je widzę to dostaję piany na ustach, gryzę myszkę i rzucam klawiaturą. Najbardziej wkurzające są te świadczące o tym, że ktoś ewidentnie nie przeczytał postu. Ja rozumiem, że komentarz jest formą zaznaczenia swojej obecności na czyimś blogu i stanowi zachętę do odwiedzenia bloga autora nieszczęsnego komentarza, ale do jasnej cholery jak widzę komentarz typu: fajny ten Essie, podczas gdy piszę o OPI, to na pierdyliard procent nie odwiedzę takiego bloga. 
Kolejne irytujące wpisy dotyczą obserwacji, szczególnie te typu: bardzo podoba mi się Twój blog, będę zaglądać, ale zaobserwuj mój blog, to ja już wiem, że tego bloga nie zaobserwuję, a skoro tak się komuś podoba to niech zostanie ze mną bez specjalnych wymogów. 
Tak, te dwa rodzaje komentarzy mnie dobijają, ale mam kochanych Czytelników i rzadko zdarzają mi się takie kwiatki :)


Czas na pytanie Soemi87:
Mój najlepszy umilacz jesiennego/zimowego wieczoru to?

W tym względzie nie jestem bardzo wymagająca ani oryginalna, wystrzczą dobra książka/film/muzyka, cieplutki koc, kubek kakao i jestem w niebie :) Niestety rzadko mogę sobie pozwolić na takie leniuchowanie. 


I ostatnie pytanie, pytanie Cathy:
Skąd wziął się pomysł na nazwę (adres) Twojego bloga?

Kiedy postanowiłam, że zacznę prowadzić bloga o kosmetykach, wiedziałam, że nazwa będzie musiała być kolorowa z racji tego, że niewątpliwie skupię się na kolorówce (i tak też się stało). Nie wiem czemu, ale nie chciałam polskiego adresu bloga. Na początku rozważałam francuską nazwę/adres, ale zanim zdecydowałam się na język wykluł się w mojej głowie pomysł o bańce mydlanej, ale sama w sobie nie była kolorowa, a co jest najbardziej kolorowe? Tęcza! I tak powstało Rainbow Soap Bubble, wg mnie po prostu brzmiało to razem dobrze :) Początkowo posługiwałam się tą nazwą, aż do momentu kiedy w jakimś komentarzu pieszczotliwie określiłam swój blog Tęczową Bańką i to było to! To sformułowanie tak przypadło mi do gustu, że ostatecznie blog z Rainbow Soap Bubble zmienił nazwę na Tęczową Banieczkę i bardzo, ale to bardzo tę nazwę lubię :D


To na tyle, jeśli chodzi o mój ekshibicjonizm :)

Pozdrawiam ciepło,
Ewa :*

poniedziałek, 24 marca 2014

Świeżo Malowane Poniedziałki - Models Own HyperGel Lilac Sheen + Golden Rose Holiday nr 69

Cześć!

Nadszedł poniedziałek (niestety nie tak wiosenny jak weekend), a ja mam dla Was dwa bardzo wiosenne lakiery: Models Own z kolekcji HyperGel w kol. Lilac Sheen oraz piasek Golden Rose Holiday nr 69.


Models Own Lilac Sheen pochodzi z najnowszej  kolekcji HyperGel, dzięki której na paznokciach uzyskamy efekt żelowych paznokci bez konieczności użycia lampy UV. Lilac Sheen to chłodna lawenda o kremowym wykończeniu i szklistym połysku. Aby uzyskać piękny efekt trzeba lakierowi poświęcić chwilę ponieważ jego konsystencja jest dosyć gęsta, przy nakładaniu trzeba uważać aby zrobić to dokładnie, ponieważ po wyschnięciu widać wszelkie niedoskonałości. Wprawnej ręce wystarczy jedna grubsza warstwa aby pokryć paznokcie jednolitą warstwę koloru, ja nałożyłam dwie cienkie i też wyszło ładnie, lakier naprawdę błyszczy się jak najprawdziwsza hybryda :) Lakier wytrzymał na moich paznokciach 5 dni. Całą kolekcję  dostaniecie na www.maani.pl


Chciałam pobawić się wykończeniami i dla kontrastu  na palce serdeczne nałożyłam piasek od Golden Rose z kolekcji Holiday - nr 69. Jest to ciepły fiolet z mnóstwem srebrnych drobinek i lekko perłowym połyskiem, który w zestawieniu z lawendą Models Own wygląda jak ... róż :) Lakier nakłada się bezproblemowo, aby pokryć paznokcie jednolitym kolorem potrzebne są dwie warstwy. Jak na piasek przystało lakier okazał się trwały, dotrzymał kroku Models Own i wytrzymał na dłoniach 5 dni :)


A tak duet prezentuje się na paznokciach:
na zdjęciach (w sztucznym świetle): 1 warstwa Sally Hansen Nail Rehab X, dwie warstwy Models Own HyperGel w kol Lilac Sheen, na palcach serdecznych 2 warstwy Golden Rose Holiday nr 69.







Jak Wam się podoba?

niedziela, 23 marca 2014

Akcja regeneracja, czyli na ratunek rzęsom z Regenerum

Odkąd pamiętam zawsze chciałam mięć piękne, gęste i długie rzęsy. Niestety w tej kwestii natura się nie popisała i obdarzyła mnie rzęsami prostymi, niezbyt gęstymi, cienkimi, krótkimi i z jasnymi końcówkami. Dodatkowo, jakiś czas temu, po chorobie, w prawym oku wypadła mi część rzęs, więc mogę się pochwalić całkiem widocznymi ubytkami. Nici z zalotnej firanki, no chyba że przykleję sobie sztuczne rzęsy, ale w tej dziedzinie jestem kompletną ciamajdą, więc zostają tusze do rzęs, które mimo obietnic producentów rzeczonej firany na moich oczach niestety nie robią.

Są jeszcze wynalazki typu RevitaLash, ale nie umiem, po protu nie umiem wydać kilku stów na specyfik, który pomoże albo i nie. Co prawda pojawiły nieco tańsze odpowiedniki, jednak wciąż nie czułam się skuszona, aż do wczoraj, kiedy Mama pokazała mi w aptece regeneracyjne serum do rzęs - Regenerum. Rzut oka na cenę (29 zł)sprawił, że długo się nie zastanawiałam, za taką kwotę mogę spróbować i powalczyć o zalotne spojrzenie :)


Regenerum do rzęs składa się z dwóch preparatów - serum do stosowania na linię rzęs (4 ml), które nakładamy za pomocą pędzelka jaki używany jest w eyelinerach, oraz serum do stosowania na całej długości rzęs (7 ml), które nakładamy standardową szczoteczką do tuszu do rzęs. Jak zapewnia producent w składzie produktu znajdziemy: lipooligopeptydy, ekstrakt ze świetlika, kompleks matrykiny i prowitaminy B5 oraz żel z aloesu i witaminę E. Produkt zalecany jest do stosowania na noc.


Jak się spisze zobaczymy, kurację zaczęłam stosować wczoraj i cyknęłam zdjęcie aby móc porównać ewentualny efekt. Pierwsze porównanie mam zamiar zrobić po miesiącu, ciekawa jestem czy coś z tego wyjdzie, trzymajcie kciuki :)

Stosujecie tego typu produkty? Jak się u Was sprawdzają?

poniedziałek, 17 marca 2014

Świeżo Malowane Poniedziałki - Essie Bobbing for Baubles + Sephora Blackjack

I skończyła się wiosna, piękna panna poszła na urlop i zostawiła chmurska, deszcz i wietrzysko, które głowę urywa. Ale pocieszam się, że to ostatnie tchnienie jesienno-zimowej aury i już niedługo przyroda wybuchnie niesamowitą feerią barw :) Dzisiaj moje paznokcie idealnie pasują do pogody za oknem a goszczą na nich dwa lakiery: Essie Bobbing for Baubles i Sephora Blackjack.


Essie Bobbing for Baubles to ciemna, stalowa szarość o kremowym wykończeniu, w zależności od światła staje się bardzie zielonkawa lub granatowa. Na paznokciach jest ciemniejsza niż w buteleczce. Nakłada się równo, nie zalewa skórek, jedna warstwa wystarczy do pokrycia paznokci jednolitym kolorem, chociaż ja dla pogłębienia koloru dodałam jeszcze jedną. Lakier szybko wysycha, nie bąbelkuje, po wyschnięciu umiarkowanie błyszczy, miłośniczkom połysku radzę nałożyć top. Lakier wytrzymał na moich paznokciach 5 dni bez większego uszczerbku, jedynie końcówki lekko się starły, odpryski pojawiły się dopiero 6-go dnia. Zmywa się dobrze, ale niestety brudzi skórki :(


Sephora Blackjack to piękna, stalowa, metaliczna szarość o granatowym połysku. Lakier po prostu mnie urzekł, wygląda obłędnie a do tego użytkowo spisuje się wręcz wzorowo. Nakłada się równo, szybko wysycha, nie bąbelkuje. Wysycha na lekką satynę, nałożenie topu wydobywa z niego to co najlepsze :) Lakier jest bardzo trwały, nosiłam go 6 dni i jedyne co zaobserwowałam to lekkie starcie końcówek. Zmywa się łatwo, nie brudzi skórek.


Na zdjęciach (sztuczne światło): 1 warstwa Sally Hansen Nail Rehab X, 2 warstwy Essie Bobbing for Baubles, na palcu serdecznym 2 warstwy Sephora Blackjack, 1 warstwa Sally Hansen Insta-Dry. 





I jak Wam się podoba?

czwartek, 13 marca 2014

Maybelline New York Color Tattoo, czyli dlaczego czasem warto dać drugą szansę

Jako posiadaczka tłustych powiek, z których bez bazy spływa dosłownie wszystko, z ogromną rezerwą podchodziłam do cieni w kremie. Kiedy na ryku pojawiły się Color Tattoo od Maybeline New York postanowiłam zmierzyć się z taką formułą kosmetyku. Przygarnęłam biel i turkus. Niestety nie dogadałam się w tedy z Coloor Tattoo, cienie nie trzymały się ani na bazie, ani tym bardziej bez niej, odkładały się w załamaniu powieki, blakły, ścierały się, ogólnie rozczarowanie. Pożegnałam się z nimi bez żalu i obiecałam sobie już nigdy po nie nie sięgać.

Gdybym tej obietnicy dotrzymała, dzisiejszy post nie ujrzałby światła dziennego. Jakiś czas po tym kiedy wspomniane pierwsze egzemplarze "Tatuaży" wylądowały za oknem, dołączyłam do blogosfery? I co? A to, że znalazłam całą masę pieśni pochwalnych wychwalających Color Tattoo pod niebiosa i wskazujących je jako obowiązkowy punkt listy chciejstw na zakupy w Rossmannie w trakcie 40% zniżki na kolorówkę. I pękłam, postanowiłam Color Tattoo dać drugą szansę, kupiłam On and on bronze i tak go pokochałam, że w ciągu kilku miesięcy moja kolekcja rozrosła się do 6 sztuk, które dzielnie towarzyszą mi w codziennym makijażu.


Color Tattoo zamknięte są w szklanych słoiczkach, charakteryzują się miękką, kremową konsystencją oraz świetną pigmentacją. Nakładam je palcami, chociaż można to zrobić również syntetycznym pędzelkiem do cieni, jak kto woli, jak komu wygodniej. Cienie nakładają się wyśmienicie, świetnie się ze sobą łączą, dobrze blendują, chociaż trzeba z nimi pracować szybko, ponieważ szybko zasychają. Znakomicie sprawdzają się solo oraz jako baza pod cienie pudrowe lub pigmenty oraz jako linery. Zmywanie cieni jest łatwe, ja usuwam je płynem micelarnym. Nie wiem jak to się stało, że biel i turkus w ogóle się nie trzymały, ale odcienie, które za chwilę Wam zaprezentuję, na bazie są po prostu nie do zdarcia, nałożone rano wytrzymują do późnego wieczora w niezmienionym stanie. Regularna cena pojedynczego słoiczka to ok. 35 zł, często można je dostać w promocji za około 20-25 zł.


On and on bronze - absolutny ulubieniec, towarzysz codziennego makijażu, niezbędny kiedy na jego wykonanie mam kilka minut. To ciepły, złocisty brąz o metalicznym wykończeniu, pięknie podkreśla spojrzenie i je rozświetla. Uwielbiam go również jako bazę pod pigmenty, szczególnie w połączeniu z pigmentem nr 85 z Inglota, wygląda wtedy zniewalająco.


Eternal Silver - klasyczne, skrzące się, metaliczne srebro, czasem używam go w codziennym makijażu do rozświetlenia wewnętrznego kącika oka, ale dla mnie niezrównany jest jako baza pod pigmenty, rewelacyjnie podbija ich kolor wydobywając z nich to co najlepsze.


Endless Purple - z tym gagatkiem lubię się najmniej, jak dla mnie odcień jest nieco zbyt chłodny i nie jest tak metaliczny jak dwa poprzednie, jest również mniej nasycony, przez co na oku zdarza mu się robić plamy, ale i dla niego znalazłam zastosowanie - świetnie sprawdza się jako baza pod smoky, ostatnio robiła na nim fioletowe smoky i wyszło jak marzenie :)


Pink Gold - ten i następne kolory niestety nie są dostępne w Polsce. Jest to cudowne połączenie chłodnego różu ze złotem, kapitalnie wygląda na powiece, rozświetla spojrzenie, nadaje mu świeżości, mimo metalicznego wykończenia pozostaje dyskretny, a w połączeniu z czarną, graficzną kreską wygląda obłędnie. Obok On and on bronze to jeden z moich "tatuażowych" ulubieńców. Jest po prostu piękny :)


Metallic Pomegranate - kolejna piękność, bordo ze złotymi drobinkami, mówię Wam na oku wygląda obłędnie, jest metaliczny, ale mniej niż np. Pink Gold. Nie odważyłam się go nałożyć na całą powiekę, ale w zewnętrznym kąciku oka w połączeniu z Pink Gold wygląda pięknie, to jedno z moich ulubionych połączeń.


Eterenal Gold - nie jest to do końca mój kolor, ale zadziwiająco ładnie wygląda na powiece, jest metaliczny, ale nieco mniej napigmentowany od pozostałych, dzięki czemu na oku pozostawia migoczącą mgiełkę koloru, świetnie się sprawdza do rozświetlenie samego kącika. Nie próbowałam go jeszcze jako bazy pod pigmenty, ale podejrzewam, że może dać ciekawy efekt :)

A tutaj same swatche:
 na górze (od lewej): On and on bronze, Eternal Silver, Endelss Purple,
na dole (od lewej): Pink Gold, Metallic Pomegranate, Eternal Gold

Obecnie bez Color Tattoo nie wyobrażam sobie swojego codziennego makijażu, chociaż chciałabym wyrazić swoje ubolewanie nad bardzo ubogą i niestety ponurą gamą kolorystyczną jaka jest dostępna na naszym rynku i autentycznie przykro mi się robi kiedy w sieci widzę ile kolorów można znaleźć za granicą.

Lubicie Color Tattoo? Jaki jest Wasz ulubiony odcień?

poniedziałek, 10 marca 2014

Świeżo Malowane Poniedziałki - OPI The Spy Who Love Me

Kochani Wiosna przyszła! To już chyba oficjalne :) Wczoraj spacerowałam po lesie z kijkami tylko w bluzie i szaliku i nie zmarzłam, a przy okazji przeszłam 7 km ciesząc się leśnym spokojem i ciszą cudownie brzęczącą w moich uszach :) A Wy jak spędziliście weekend?

To teraz czas na prezentację dzisiejszego bohatera - Agenta w Służbie Jej Królewskiej Mości - OPI The Spy Who Loved Me z kolekcji Skyfall z 2012 r.


Szpieg to iście królewski odcień czerwieni z domieszką złotego pyłku, który nadaje lakierowi głębi, sprawia że w świetle pięknie migocze i przyciąga wzrok. Czasem, w zależności od oświetlenia, pokazuje swoją pomarańczową lub lekko różową naturę :D Mam wersję miniaturową (5 ml), więc miałam obawy przed jego nakładaniem, ponieważ z pędzelkami w miniaturach OPI bywa niestety różnie, na szczęście w tym przypadku pędzelek okazał się sprężysty, elastyczny i równo przycięty, więc nakładanie lakieru było czystą przyjemnością, emalia nie smużyła, nie zalewała skórek, dwie cienkie warstwy wystarczyły do pokrycia paznokci równomiernym, połyskującym kolorem. Lakier nie bąbelkuje, wysycha szybko na umiarkowany połysk, dla podkreślenia jego złocistego wnętrza proponuję nałożenie topu, co też uczyniłam :) Lakier wytrzymał na paznokciach 6 dni, delikatnie ścierał się na końcówkach. Zmywanie jest łatwe, nie odbarwia paznokci ani skórek. Jak dla nie chodzący ideał wśród czerwieni :)

Na zdjęciach (sztuczne światło): 1 warstwa Sally Hansen Nail Rehab X, 2 warstwy OPI The Spy Who Loved Me, 1 warstwa Saly Hansen Insta-Dry.






Jak Wam się podoba Szpieg z Agencji OPI? :)

PS. Podczas tworzenia dzisiejszej notki nie ucierpiało żadne zwierze, tło, które macie przyjemność oglądać, to poduszka wykonana ze sztucznego futerka :)

środa, 5 marca 2014

And The Oscar Goes To...

Kolejna oskarowa noc za nami. Tak jak pisałam Wam rok temu, uwielbiam to filmowo-modowe szaleństwo i zawsze czekam na nie z zapartym tchem. Trochę pociąga mnie to targowisko próżności, ale nie potrafię sobie odmówić patrzenia na pięknych ludzi w jeszcze piękniejszych strojach. A filmy? Też są oczywiście ważne, chociaż większości z nominowanych obrazów nie miałam jeszcze okazji obejrzeć.

W tym roku gala podobała mi się również dlatego, a raczej przede wszystkim dlatego, że prowadziła ją Ellen Degeneres, było lekko, zabawnie, bez zadęcia, a "słit focia z rąsi" z największymi gwiazdami Hollywood okazała się hitem internetu i zawiesiła Tweetera :) A czy ktoś kiedyś widział gwiazdy w kreacjach za ciężkie pieniądze, wcinające pizzę z papierowych talerzy? Bezcenny widok :)

Znawcą mody nie jestem, ale jak co roku czerpałam ogromną przyjemność z oglądania czerwonego dywanu, a było na co popatrzeć. Zachwyciła mnie Angelina Jolie, która wyglądała olśniewająco, Sandra Bulloock, Cate Blanchet i Camilla Alvez. Oto moja subiektywna lista Best Dressed (kolejność losowa).

Angelina Jolie w sukni Elie Saab Heute Couture

Cate Blanchett w sukni Armani Prive

Jennifer Lawrence w sukni Dior

Sandra Bullock w sukni Alexandra McQeen'a

Lupita Nyong'o w sukni Prady

Emma Watson w sukni Very Wang

Evan Rachel Wood w sukni Elie Saab Heute Couture

Matthew McConaughey (w Dolce & Gabanna) z żoną Camilą Alves w zachwycającej sukni Gabrieli Cadeny

Penelope Cruz w sukni Gambattista Vali Heute Couture

Kate Hudson w sukni Atelier Versace

Julia Roberts w sukni Givenchy Couture

Glenn Close w ukni Zac'a Posen'a 

Meryl Streep w sukni Lanvin

I na koniec najpopularniejsza focia z rąsi na świecie :)