piątek, 16 maja 2014

Regenerum - regeneracyjne serum do rzęs - efekty po 4 tygodniach stosowania

Hej!

Czas powrócić do blogowania :) Co prawda zajęło mi to kapkę dłużej niż planowałam, ale już jestem i tylko żałuję, że urlop już się skończył, ale cudownych wspomnień mam całą masę :) Teraz czas zaplanować kolejny wyjazd :D

Tak jak obiecałam Wam w ostatnim poście, dzisiaj pokażę efekty jakie przyniosły 4 tygodnie stosowania Regenerum - regeneracyjnego serum do rzęs, które składa się z dwóch preparatów - serum do stosowania na linię rzęs (4 ml), które nakładamy za pomocą pędzelka jaki używany jest w eyelinerach, oraz serum do stosowania na całej długości rzęs (7 ml), które nakładamy standardową szczoteczką do tuszu do rzęs. Jak zapewnia producent w składzie produktu znajdziemy: lipooligopeptydy, ekstrakt ze świetlika, kompleks matrykiny i prowitaminy B5 oraz żel z aloesu i witaminę E. Serum zalecane jest do stosowania na noc.


Zarówno pędzelek jak i szczoteczka są bardzo dobrze wykonane, włosie pędzelka jest miękkie i elastyczne, równomiernie nakłada preparat tuż przy linii rzęs. Szczoteczka jest średniej wielkości, bardzo mięciutka, nie kuje powieki, ładnie rozczesuje rzęsy, dzięki niej są one pokryte cienką warstwą produktu.


Systematyczność to nie jest moja najmocniejsza strona, jednak wizja pięknej firany rzęs spowodowała, że niezwykle sumiennie, codziennie wieczorem nakładałam preparat na rzęsy - najpierw u ich nasady, później na całej ich długości. Na szczęście produkt mnie nie uczulił, jednak czasami, kiedy nałożyłam go za dużo, odrobinę szczypały mnie oczy. Przez pierwsze dni nie zauważyłam żadnej zmiany w kondycji rzęs, wypadały tak samo jak przez rozpoczęciem kuracji, a ubytki w prawym oku nie stały się mniej widoczne. Dopiero po upływie 2 tygodni zauważyłam pewną poprawę, przede wszystkim zdecydowanie lepiej i łatwiej malowało mi się rzęsy, zaczęły się ładniej układać, stały się bardziej równe, a ubytki dużo mniej widoczne. Ustało również wypadanie rzęs, z dnia na dzień rzęs na płatku kosmetycznym było coraz mniej, po wspomnianych dwóch tygodniach zaledwie kilka razy zdarzyło się, że po demakijażu na płatku znalazłam rzęsę, jednak była to maksymalnie 1 lub 2, a nie jak dotychczas nawet 4 lub 5.

Ale czy przez te 4 tygodnie rzęsy stały się dłuższe i gęstsze? Ciężko mi to ocenić, chociaż mam wrażenie, że moich rzęs jest nieco więcej, są bardziej niesforne, jakby potargane, co z resztą możecie zobaczyć na poniższym porównaniu. Sam producent nie określa konkretnego terminu stosowania serum, w ulotce znajdziemy informację, iż może on być stosowany do momentu uzyskania pożądanego efektu, zatem efekty po miesiącu stosowania na pewno nie będą piorunujące jak w przypadku dużo droższych specyfików. Ponadto nie używałam Regenerum przez ostatnie 2 tygodnie, wyjazd i związane z nim zamieszanie sprawiło, że nie do końca była systematyczna tak jakbym sobie tego życzyła, jednak kondycja rzęs nie uległa pogorszeniu.

różnica w obu zdjęciach wynika z faktu, że robiłam je dwoma różnymi aparatami :)

Uważam, że 4 tygodnie to mimo wszystko zbyt krótki czas by ocenić potencjał Regenerum do rzęs, z drugiej strony na tyle wystarczający by stwierdzić, czy produkt jest warty wypróbowania. Regenerum na pewno mi pomogło, w żadnym stopniu nie zaszkodziło i uważam, że warto po nie sięgnąć zwłaszcza, że cena - 30 zł, nie jest zbyt wygórowana. Obecnie łączę Regenerum z L'bioticą - aktywnym serum do rzęs, które mogłam odebrać w Super-Pharm za punkty, jakie zebrałam na karcie LifeStyle :)

Używałyście Regenerum do rzęs? Co o nim sądzicie?

środa, 7 maja 2014

L'Oreal Color Rich Extraordinaire - nr 500 Molto Mauve, czyli zachwytom nie będzie końca

Cześć!

Dzisiaj będzie pieśń pochwalna na temat jednej z nowości jaką zaserwował nam jakiś czas temu L'Oreal, czyli produktu do ust, zwanego eliksirem, który łączy w sobie połysk i konsystencję błyszczyka z trwałością i głębokim kolorem szminki - L'Oreal Color Rich Extraordinaire.


Z produktami francuskiego koncernu miałam do czynienia już nie raz, jedne pokochałam, inne znienawidziłam, o innych po prostu zapomniałam, ale żaden, absolutnie żaden ich kosmetyk nie wzbudził we mnie takiego zachwytu jak rzeczony eliksir i śmiem zaryzykować stwierdzenie, że jest to jeden z najlepszych, jeżeli nie najlepszy produkt jaki znajdziecie w szafie L'Oreal.

Opakowanie eliksiru jest bardzo proste i eleganckie, chociaż bardziej kojarzy mi się z butelką lakieru do paznokci niż opakowaniem błyszczyka. Złota, plastikowa oprawka jest trwała, nie pęka i nie widać na niej śladów po naszych paluszkach. kolorowa wstawka na froncie imituje kolor produktu. Aplikator jest lekko wygięty, co ułatwia aplikację produktu na usta. Gąbeczka jest spora, miękka, puchata i taka jakby "rozczochrana", ale pomimo moich obaw, można precyzyjnie pomalować nią usta.

Konsystencja Color Rich Extraordinaire jest niesamowita, nie znajduje w swojej kosmetyczce drugiego takiego produktu - jest bardzo kremowa, miękka, jakby maślana, gładko sunie po ustach, pokrywając je taflą błyszczącego, jednolitego koloru, jednocześnie pozostawia uczucie jakbyśmy nałożyły na usta kosmetyk pielęgnujący, a nie kolorowy. Eliksir jest delikatnie klejący, ale wynika to z jego bogatej konsystencji. Mimo to nosi się go bardzo komfortowo, długo też pozostaje na ustach, jedzenie i picie pozbawia go jedynie lustrzanego blasku, pigment wciąż pozostaje na swoim miejscu.

Jak na razie posiadam kolor nr 500 Molto Mauve, czyli chłodny, zgaszony, brudny róż. Kolor jest bardzo uniwersalny i idealny do codziennego makijażu. Z resztą zobaczcie sami:




Jedynym minusem Color Rich Extraordinaire jest jego cena regularna, czyli 55 zł, dlatego jeżeli jesteście go ciekawi to szorujcie czym prędzej do Rossmanna, może uda się go upolować za połowę tej ceny. Ja na pewno będę chciała przygarnąć kolor 204 Tangerine Sonate, czyli piękny, soczysty pomarańcz :)

Jak Wam się podoba?

PS. Kochani kiedy Wy czytacie tę notkę ja już jestem poza granicami naszego kraju, urlopuję się, odpoczywam i spełniam marzenie :) Znikam z blogosfery na ok. tydzień, nie będzie mnie ani tutaj, ani niestety na Waszych blogach. Dzisiejsza notka opublikowała się automatycznie, więc na Wasze komentarze odpowiem po powrocie. Kiedy wrócę spodziewajcie się notki z efektami stosowania Regenerumm do rzęs, mam też zamiar wprowadzić serię ulubieńców z każdego miesiąca, sama lubię czytać takie posty, więc mam nadzieję, że uda mi się z tego zrobić regularną serię na blogu. A na pierwszy ogień pójdą ulubieńcy kwietnia :) Na czerwiec szykuję też dla Was pewną niespodziankę, ale o tym na razie cicho sza! Do zobaczenia Kochani w przyszłym tygodniu.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa :)

poniedziałek, 5 maja 2014

Świeżo Malowane Poniedziałki - Sally Hansen Nail Rehab X - odżywka do bardzo zniszczonych paznokci (recenzja)

Cześć!

Czy tak pięknie i słonecznie nie mogło być w miniony długi weekend? Mam nadzieję, że mimo wszystko wypoczęliście i naładowaliście baterie :)

Ja, zamiast kolorowego lakieru, mam dla Was dzisiaj recenzję odżywki Sally Hanen Nail Nail Rehab X, którą stosuję od dłuższego czasu. Poza tym od dzisiaj w Rossmannie obowiązuje 49% obniżka na produkty do paznokci, więc pomyślałam, że być może skorzystacie z tej recenzji.


Sally Hansen Nail Rehab X przeznaczona jest do pielęgnacji bardzo zniszczonych paznokci. Jej zadaniem jest wzmocnienie i wyrównanie płytki paznokcia. Na zakup Nail Rehab X zdecydowałam się z uwagi na fakt, że jakiś czas temu moje paznokcie wyglądały jak obraz nędzy i rozpaczy, płytka była nierówna, zażółcona, a paznokcie łamały mi się na potęgę i chwałę. Ale czy odżywka faktycznie mi pomogła? O tym za chwilę. Najpierw kilka szczegółów technicznych.

Odżywka zamknięta jest w 10 ml, pękatej buteleczce i wyposażona została w krótki, elastyczny pędzelek, który jednak nie do końca wzbudził moją sympatię. Cena regularna preparatu to 37 zł, ja swój egzemplarz kupiłam za 25 zł, a na obecnej promocji w Rossmannie upolujecie go za niecałe 19 zł. Konsystencja odżywki jest dosyć gęsta, ale nie sprawia trudności przy nakładaniu, nie rozlewa się na skórki, szybko wysycha tworząc gładką, twardą powłokę, która zabezpiecza paznokcie przed uszkodzeniami. Odżywka ma kolor mlecznobrzoskwiniowy, można ją stosować samodzielnie lub jako bazę pod lakier kolorowy i właśnie w ten sposób ja jej używałam.


Po dwóch miesiącach używania zauważyłam znaczną poprawę stanu paznokci. Przede wszystkim płytka paznokcia jest gładsza i odzyskała różowy kolor, czuję również że paznokcie są odrobinę twardsze i przestały się łamać. Co ciekawe zauważyłam, że paznokcie szybciej rosną, chociaż nigdy nie miałam z tym problemu, ale teraz po prostu rosną jak szalone. Jedyny niepokojący objaw to rozdwajanie się paznokci, chociaż już przy stosowaniu Nail Tek'a zauważyłam, że moje paznokcie początkowo mocno się rozdwajały, ale po upływie 2-3 miesięcy przestały, a paznokcie były mocne i zdrowe. Podejrzewam, że tak samo będzie tym razem, moje paznokcie po prostu tak reagują na odżywki.

Ale Nail Rehab X posiada również pewną zaletę, która sprawia, że tak bardzo ją lubię, otóż fenomenalnie przedłuża trwałość lakierów kolorowych. O ile Nail Tek drastycznie skracał żywotność mani, o tyle Sally Hansen naprawdę sprawia, że lakiery kolorowe są nie do zdarcia. Odkąd jej używam mani trzyma się na moich paznokciach bite 6 dni, ale ostatnio pobiłam wszelkie rekordy ponieważ Essie Bahama Mama zmyłam dopiero po 8 dniach, a pierwszy odprysk pojawił się dopiero 7 dnia! Absolutny hit!

Uważam, że odzywka Nail Rehab X warta jest wypróbowania, zwłaszcza teraz kiedy można ją kupić po tak korzystnej cenie. Ja na pewno będę używała jej jeszcze długo :)