Kochani Wiosna przyszła! To już chyba oficjalne :) Wczoraj spacerowałam po lesie z kijkami tylko w bluzie i szaliku i nie zmarzłam, a przy okazji przeszłam 7 km ciesząc się leśnym spokojem i ciszą cudownie brzęczącą w moich uszach :) A Wy jak spędziliście weekend?
To teraz czas na prezentację dzisiejszego bohatera - Agenta w Służbie Jej Królewskiej Mości - OPI The Spy Who Loved Me z kolekcji Skyfall z 2012 r.
Szpieg to iście królewski odcień czerwieni z domieszką złotego pyłku, który nadaje lakierowi głębi, sprawia że w świetle pięknie migocze i przyciąga wzrok. Czasem, w zależności od oświetlenia, pokazuje swoją pomarańczową lub lekko różową naturę :D Mam wersję miniaturową (5 ml), więc miałam obawy przed jego nakładaniem, ponieważ z pędzelkami w miniaturach OPI bywa niestety różnie, na szczęście w tym przypadku pędzelek okazał się sprężysty, elastyczny i równo przycięty, więc nakładanie lakieru było czystą przyjemnością, emalia nie smużyła, nie zalewała skórek, dwie cienkie warstwy wystarczyły do pokrycia paznokci równomiernym, połyskującym kolorem. Lakier nie bąbelkuje, wysycha szybko na umiarkowany połysk, dla podkreślenia jego złocistego wnętrza proponuję nałożenie topu, co też uczyniłam :) Lakier wytrzymał na paznokciach 6 dni, delikatnie ścierał się na końcówkach. Zmywanie jest łatwe, nie odbarwia paznokci ani skórek. Jak dla nie chodzący ideał wśród czerwieni :)
Na zdjęciach (sztuczne światło): 1 warstwa Sally Hansen Nail Rehab X, 2 warstwy OPI The Spy Who Loved Me, 1 warstwa Saly Hansen Insta-Dry.
Jak Wam się podoba Szpieg z Agencji OPI? :)
PS. Podczas tworzenia dzisiejszej notki nie ucierpiało żadne zwierze, tło, które macie przyjemność oglądać, to poduszka wykonana ze sztucznego futerka :)
Całe szczęście, że wszystkie koty są całe :)
OdpowiedzUsuńLakier jest przepiękny, z racji miłości do Bondów i czerwieni długo się nad nim zastanawiałam. Ostatecznie zrezygnowałam z zakupów i trochę żałuję :(
Jak zobaczyłam zdjęcia, stwierdziłam, że jednak na wszelki wypadek zaznaczę iż futerko jest sztuczne :)
UsuńMnie się ta czerwień spodobała głównie z nazwy, ale jak nałożyłam ją na paznokcie to oszalałam z zachwytu :)
Przywodzi na myśl landrynkę :) Mimo, że nie lubię czerwieni, to ten szczerze mi się podoba.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wiosna już zawitała na stałe ;)
Tak! Landrynka to jest to, świetnie to ujęłaś :)
UsuńTeż mam nadzieję, że to piękne słońce zostanie z nami minimum do października ;)
a mi sie nie podoba :(
OdpowiedzUsuńmyślalam, ze tło to jakies futro - moja babcia miala kiedys takie podobne, az zalegly sie mole i je zjadły :D
As, ranisz me serce na wskroś :( Następnym razem postaram się zmalować coś co Ci przypadnie do gustu :)
UsuńFutro to podusia, taka milusia, lubię do niej przyłożyć główkę :)
Bardzo ładny chociaż ja wolę bardziej żywą czerwień :)
OdpowiedzUsuńTeż bardzo lubię ogniste czerwienie, ale tylko w wydaniu kremowym :)
UsuńKolorek średniawy. Wolę zdecydowaną i mocną czerwień bez dodatk ubrokatu :D
OdpowiedzUsuńMnie urzekła właśnie tym złotym dodatkiem :)
Usuńjestem fanką czerwieni na paznokciach, ale raczej w bardziej kremowym wydaniu ;)
OdpowiedzUsuńpees - :D hihi
Kremowa czerwień to klasyka, którą też bardzo bardzo lubię :)
UsuńKotki są bezpieczne :)
Śliczny :-)
OdpowiedzUsuńLubie wszelkie czerwienie na paznokciach, wiec i taka rowniez bym nie pogardzila :P
OdpowiedzUsuńJa też chętnie przygarnęłabym wszystkie czerwienie świata :)
UsuńUrodziwy z niego szpieg, jak sam Bond :)
OdpowiedzUsuń