Tak, wiem, że zapewne wiele z Was ma już po kokardę wszelkich podsumowań, rankingów, ulubieńców, bubli etc. Ja osobiście uważam, że takie podsumowania są bardzo przydatne i praktyczne, czasami wcale nie jest łatwo odnaleźć w gąszczu postów te, które zawierają recenzje ulubionych kosmetyków, a posty o ulubieńcach zbierają wszystko w "pigułkę" :)
Chciałam wybrać dosłownie garstkę kosmetyków, bez których nie mogłam się obejść w minionym roku, okazało się, że jest ich więcej niż przypuszczałam. Większość kosmetyków była już recenzowana na blogu, więc znajdziecie przy nich linka do odpowiedniego postu.
Ciekawa jestem czy któryś z moich ulubieńców, jest również Waszym numerem jeden :D To lecimy!
***** PIELĘGNACJA *****
1. Cetaphil, łagodna emulsja micelarna do mycia - zdecydowanie tegoroczne odkrycie w kwestii oczyszczania twarzy. Po wielu próbach i błędach w końcu znalazłam produkt, który jednocześnie oczyszcza i pielęgnuje moją skórę. Dodatkowy plus za niesamowitą wydajność. (recenzja)
2. MIXA Krem CC+, krem łagodzący SPF 15 przeciw zaczerwienieniom - naprawdę myślałam, że na moje wiecznie czerwone poliki już nic nie zadziała, do momentu kiedy na naszym rynku pojawiła się francuska marka Mixa, ze swoim szeroko reklamowanym kremem CC+. Przejadły mi się wszelkie BB, dlatego pierwotnie do propozycji MIXY podeszłam negatywnie, ostatecznie krem okazał się strzałem w dziesiątkę, a na potwierdzenie powyższego zdradzę Wam w sekrecie, że wczoraj zakupiłam kolejną tubkę, co w przypadku kremu do twarzy zdarza mi się niezmiernie rzadko, żeby nie powiedzieć wcale. (recenczja)
3. Farmona, Sweet Secret, zestaw balsam do ciała + cukrowy peeling o zapachu Korzennych Pierniczków z Lukrem - świetny duet o zniewalającym zapachu najprawdziwszych pierniczków polnych cudownie słodkim lukrem. Mówię Wam, czysta poezja. Jeśli chodzi o walory pielęgnacyjne to balsam jest dla mnie nieco za lekki, ładnie nawilża, ale moja sucha skóra potrzebuje jednak cięższej konsystencji. Peeling dobrze ściera i wygładza, ze zwykłej kąpieli robi prawdziwą ucztę dla zmysłów. I żeby te produkty były najgorszymi na świecie (na szczęście nie są), zapach sprawi że wybaczę im wszystkie niedostatki :D
4. Lush, Catastrophe Cosmetic, maseczka do twarzy - absolutny hit, nic, ale to naprawdę nic tak nie oczyszczało, wygładzało i matowiło mojej cery jak to szare, średnio pachnące cudo. Do tej pory nie mogę odżałować, że moja przygoda z tym cudem skończyła się na jednym opakowaniu. Jak tylko napotkam Lush na mojej drodze, zaopatrzę się w odpowiedni zapas tej maseczki, mam nadzieję, ze można ją zamrozić. (recenzja)
5. Pat&Rub, balsamy do rąk - na zdjęciu reprezentowane przez balsam z serii Otulającej. Przez moje ręce przewinęło się wiele kremów do rąk, ale to właśnie z P&R dogadały się najlepiej, odkąd je stosuję, moje dłonie są gładkie, miękkie i mniej skore do podrażnień. Na blogu recenzowałam wersję rewitalizującą, która wg mnie jest nieco lżejsza do wersji Otulającej, która jak dla mnie jest bardziej treściwa, a co za tym idzie, lepsza na okres jesienno-zimowy. (recenzja)
***** MAKIJAŻ *****
*** TWARZ ***
1. NYX, Rozświetlacz do twarzy i ciała, kol. IBB02 Chaotic - marka NYX, to moje zeszłoroczne odkrycie, ma świetne jakościowo kosmetyki w naprawdę przyjaznych cenach. Prezentowany rozświetlacz spełnia się również w roli różu, dzięki czemu świetnie sprawdza się w szybkim, porannym makijażu. Ma cudowny kolor, który łączy w sobie w proporcjach idealnych odcienie różu, moreli i złota, pozostawia na skórze idealną mgłę koloru i światła. Ostatnio użyłam go do makijażu do zdjęcia do dowodu i bardzo podobał mi się efekt jaki był widoczny na zdjęciu - jak z okładki, i przez kolejne 10 lat nie będę musiała się wstydzić pokazywać dowodu :) Jest trwały, wytrzymuje na twarzy cały dzień.
2. Revlon, podkład Colorstay, w kol. 180 (do cery tłustej i mieszanej) - zakup przypadkowy, nie planowany, z którego zrodziła się ogromna miłość. Świetnie matuje, trzyma się cały dzień, nie robi efektu maski, ponadto nie uczulił, nie podrażnił i nie spowodował wysypu niechcianych gości na twarzy. (recenzja)
3. Biochemia Urodu, Puder Bambusowy - bez niego nie wyobrażam sobie swojego codziennego makijażu. Dobrze matuje, zmiękcza rysy, nie bieli twarzy. Wklepany dużym pędzlem w strefę T pozostawia ją matową na wiele godzin. A żeby tego było mało kosztuje grosze i jest niesamowicie wydajny. (recenzja)
4. ArtDeco, Glam Deluxe Blusher - z tego co pamiętam, to ten róż znalazł się również w zeszłorocznych ulubieńcach. Kolejne połączenie różu i rozświetlacza, ale bardziej delikatne i subtelne niż wspomniany NYX. (recenzja)
5. Maybelline NY, Dream Lumi Touch, rozświetlający korektor pod oczy - lubię go gównie za lekką konsystencję i niezłe krycie, co prawda zdarza mu się wchodzić w załamania, ale wystarczy do dobrze rozprowadzić, aby tego uniknąć. Nie wysusza, nie podrażnia, jest bardzo wydajny. Niestety nie wiem jaki mam numer, nie pamiętam i nie mogę znaleźć tej informacji na opakowaniu :(
*** OCZY ***
1. Sleek, Vintage Romance Palette, paleta cieni do oczu - to moja pierwsza paletka ze Sleek'a i od razu narodziła się między nami ogromna miłość. Uwielbiam ją za zestawienie kolorów (brązy, fiolety, śliwki), cienie mają świetną konsystencję, taką kremowo-pudrową, o pigmentacji nie wspominając, kapitalnie się blendują, wykonywanie nią makijażu to czysta przyjemność. Myślę o zakupie kolejnych palet Sleek'a :)
2. Lovely, Pump Up Mascara - największe zaskoczenie zeszłego roku. Nie lubię tuszy z silikonowymi szczoteczkami, odczuwam dyskomfort podczas ich używania, ponieważ ich włoski kują mnie w powieki. Ale potrzebowałam nowego tuszu, budżet miałam uszczuplony, więc pomna na blogerskie zachwyty sięgnęłam po niepozorną żółto-niebieską maskarę. Tusz jest rewelacyjny, świetnie rozczesuje, ładnie wydłuża i lekko podkręca rzęsy, są bardzo naturalne. Dla mnie efekt bomba. Jedyna wada, to że szybko wysycha. Tak się z tym tuszem polubiłam, że mam już 3 lub 4 opakowanie, dokładnie nie pamiętam :)
3. MAC, Pressed Pigment, w kol. Rock Candy - pierwszy produkt MAC z jakim miaałam do czynienia. Lubię za trwałość i migoczący efekt na powiekach. I za to, że nie zużyję go chyba do końca swoich dni :) (recenzja)
4. Myybelline, Color Tatoo, w kol On-And-On-Bronze i Eternal-Silver - z tatuażami od MNY mam nie lada problem, z bielą, turkusem i fioletem się nie lubię, ale już z metalicznym brązem i ze srebrem lubię się i to nawet bardzo. Dobrze się nakładają i stanowią świetną bazę pod sypkie pigmenty Inglota. Na bazie są nie do zdarcia.
5. DAX Cosmetics, Cashmere, baza pod cienie - świetny zamiennik dla bazy ArtDeco. Początkowo bardzo jej nie lubiłam, odłożyłam i wróciłam do niej po czasie i wtedy okazało się, że jest rewelacyjna. Świetnie podbija kolor cieni oraz przedłuża ich trwałość wzorowo.
*** USTA ***
1. Maybelline, Color Sensational Shine Gloss - uwielbaam z lekką, nieklejącą formułę, za soczyste odcienie i piękny połysk. (recenzja)
2. Pupa Milano, Shine Lip Gloss, Pupa Princess, szminka w płynie - absolutny ulubieniec ostatnich miesięcy, wg mnie najlepszy produkt w świątecznej kolekcji Pupy. Trwała, kryjąca i lekka formuła, przepiękny odcień brudnego, zgaszonego różu, do tego piękny połysk. Idealna do codziennego makijażu.
Uff, to dotarłam do końca, mam nadzieję, że Wy także :) I co myślicie o moich tegorocznych ulubieńcach?