Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Revlon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Revlon. Pokaż wszystkie posty

sobota, 12 kwietnia 2014

Orange Power! - Revlon Super Lustrous Lipstick nr 828 - Carnival Spirit (kolekcja Rio Rush na wiosnę/lato 2014)

Pomarańcz na utach to absolutny hit w tegorocznych trendach w makijażu na wiosnę i lato, i bardzo się cieszę z tego powodu, ponieważ lubię mieć pomalowane usta tym energetycznym i radosnym odcieniem i to niezależnie od tego co dyktują nam firmy kosmetyczne. Dzięki temu, że pomarańcz w tym sezonie jest zdecydowanie hot, w drogeriach możemy przebierać w sporej ilości błyszczyków i szminek właśnie w tym kolorze.


Gucci Westman, światowej sławy makijażystka i dyrektor artystyczna Revlon w najnowszej kolekcji marki - Rio Rush, proponuje odważne połączenie żółci, fioletu i złota na powiekach i paznokciach z intensywną fuksją i pomarańczą na ustach. Własnie na tę kolekcję trafiłam przy okazji niedawnej wizyty w Rossmannie i od razu w oko wpadły mi szminki Super Lustrous, które w sztucznym świetle wręcz porażały swoimi neonowymi kolorami. Na pierwszy rzut oka kolory wydały się absolutnie nie do noszenia, jednak kiedy wypróbowałam je na dłoni okazało się, że nie są kremowe i kryjące tylko mają półtransparentne, błyszczące wykończenie. Bez wahania sięgnęłam po szminkę opatrzoną numerem 828 - Carnival Spirit, czyli soczysty i energetyczny pomarańcz.


Szminka (3,7 g) została zamknięta w klasycznej, czarnej, solidnej oprawce, sztyft wysuwa się gładko, a skuwka zamyka się na klik, więc nie powinna otworzyć się w czasie podróży w naszej torebce.

Konsystencja szminki jest bardzo kremowa, sztyft gadko sunie po ustach, zostawiając na nich półprzezroczystą, błyszczącą warstwę mimo wszystko dość intensywnego koloru, który jednak nie razi po oczach, ale wciąż pozostaje wyraźny i nadaje naszemu makijażowi letniego, lekkiego charakteru. Nosi się bardzo komfortowo, jest lekka, a dzięki swojej maślanej konsystencji delikatnie nawilża. Trwałość rzecz względna, ale na moich ustach bez jedzenia i picia przetrwała 3 godziny, niestety w starciu z posiłkiem poległa z kretesem.



Szminkę możecie dostać w Rossmannie w cenie 29,99, nie wiem jak sprawa wygląda w Hebe i Douglasie, ale podejrzewam, że tam również ją znajdziecie. Ogromnie przypadła mi do gustu  i na pewno będę jej często używać dopóki aura za oknem nie zmusi mnie do sięgnięcia po bardziej stonowane kolory. Polecam ją również tym z Was, które chciałyby wypróbować pomarańcz na ustach, ale boją się zbyt mocnego efektu, Carnival Spirit dzięki swojemu wykończeniu to świetny odcień na początek przygody z tym kolorem.

Jak Wam się podoba? Lubicie pomarańcz na ustach?

niedziela, 5 stycznia 2014

The Very Best Of..., czyli subiektywny przegląd 2013 roku

Hej!

Tak, wiem, że zapewne wiele z Was ma już po kokardę wszelkich podsumowań, rankingów, ulubieńców, bubli etc. Ja osobiście uważam, że takie podsumowania są bardzo przydatne i praktyczne, czasami wcale nie jest łatwo odnaleźć w gąszczu postów te, które zawierają recenzje ulubionych kosmetyków, a posty o ulubieńcach zbierają wszystko w "pigułkę" :)

Chciałam wybrać dosłownie garstkę kosmetyków, bez których nie mogłam się obejść w minionym roku, okazało się, że jest ich więcej niż przypuszczałam. Większość kosmetyków była już recenzowana na blogu, więc znajdziecie przy nich linka do odpowiedniego postu.

 Ciekawa jestem czy któryś z moich ulubieńców, jest również Waszym numerem jeden :D To lecimy!

***** PIELĘGNACJA *****


1. Cetaphil, łagodna emulsja micelarna do mycia - zdecydowanie tegoroczne odkrycie w kwestii oczyszczania twarzy. Po wielu próbach i błędach w końcu znalazłam produkt, który jednocześnie oczyszcza i pielęgnuje moją skórę. Dodatkowy plus za niesamowitą wydajność. (recenzja)

2. MIXA Krem CC+, krem  łagodzący SPF 15 przeciw zaczerwienieniom - naprawdę myślałam, że na moje wiecznie czerwone poliki już nic nie zadziała, do momentu kiedy na naszym rynku pojawiła się francuska marka Mixa, ze swoim szeroko reklamowanym kremem CC+. Przejadły mi się wszelkie BB, dlatego pierwotnie do propozycji MIXY podeszłam negatywnie, ostatecznie krem okazał się strzałem w dziesiątkę, a na potwierdzenie powyższego zdradzę Wam w sekrecie, że wczoraj zakupiłam kolejną tubkę, co w przypadku kremu do twarzy zdarza mi się niezmiernie rzadko, żeby nie powiedzieć wcale. (recenczja)

3. Farmona, Sweet Secret, zestaw balsam do ciała + cukrowy peeling o zapachu Korzennych Pierniczków z Lukrem - świetny duet o zniewalającym zapachu najprawdziwszych pierniczków polnych cudownie słodkim lukrem. Mówię Wam, czysta poezja. Jeśli chodzi o walory pielęgnacyjne to balsam jest dla mnie nieco za lekki, ładnie nawilża, ale moja sucha skóra potrzebuje jednak cięższej konsystencji. Peeling dobrze ściera i wygładza, ze zwykłej kąpieli robi prawdziwą ucztę dla zmysłów. I żeby te produkty były najgorszymi na świecie (na szczęście nie są), zapach sprawi że wybaczę im wszystkie niedostatki :D

4. Lush, Catastrophe Cosmetic, maseczka do twarzy - absolutny hit, nic, ale to naprawdę nic tak nie oczyszczało, wygładzało i matowiło mojej cery jak to szare, średnio pachnące cudo. Do tej pory nie mogę odżałować, że moja przygoda z tym cudem skończyła się na jednym opakowaniu. Jak tylko napotkam Lush na mojej drodze, zaopatrzę się w odpowiedni zapas tej maseczki, mam nadzieję, ze można ją zamrozić. (recenzja)

5. Pat&Rub, balsamy do rąk - na zdjęciu reprezentowane przez balsam z serii Otulającej. Przez moje ręce przewinęło się wiele kremów do rąk, ale to właśnie z P&R dogadały się najlepiej, odkąd je stosuję, moje dłonie są gładkie, miękkie i mniej skore do podrażnień. Na blogu recenzowałam wersję rewitalizującą, która wg mnie jest nieco lżejsza do wersji Otulającej, która jak dla mnie jest bardziej treściwa, a co za tym idzie, lepsza na okres jesienno-zimowy. (recenzja)

***** MAKIJAŻ *****

*** TWARZ ***


1. NYX, Rozświetlacz do twarzy i ciała, kol. IBB02 Chaotic - marka NYX, to moje zeszłoroczne odkrycie, ma świetne jakościowo kosmetyki w naprawdę przyjaznych cenach. Prezentowany rozświetlacz spełnia się również w roli różu, dzięki czemu świetnie sprawdza się w szybkim, porannym makijażu. Ma cudowny kolor, który łączy w sobie w proporcjach idealnych odcienie różu, moreli i złota, pozostawia na skórze idealną mgłę koloru i światła. Ostatnio użyłam go do makijażu do zdjęcia do dowodu i bardzo podobał mi się efekt jaki był widoczny na zdjęciu - jak z okładki, i przez kolejne 10 lat nie będę musiała się wstydzić pokazywać dowodu :) Jest trwały, wytrzymuje na twarzy cały dzień.

2. Revlon, podkład Colorstay, w kol. 180 (do cery tłustej i mieszanej) - zakup przypadkowy, nie planowany, z którego zrodziła się ogromna miłość. Świetnie matuje, trzyma się cały dzień, nie robi efektu maski, ponadto nie uczulił, nie podrażnił i nie spowodował wysypu niechcianych gości na twarzy. (recenzja)

3. Biochemia Urodu, Puder Bambusowy - bez niego nie wyobrażam sobie swojego codziennego makijażu. Dobrze matuje, zmiękcza rysy, nie bieli twarzy. Wklepany dużym pędzlem w strefę T pozostawia ją matową na wiele godzin. A żeby tego było mało kosztuje grosze i jest niesamowicie wydajny. (recenzja)

4. ArtDeco, Glam Deluxe Blusher - z tego co pamiętam, to ten róż znalazł się również w zeszłorocznych ulubieńcach. Kolejne połączenie różu i rozświetlacza, ale bardziej delikatne i subtelne niż wspomniany NYX. (recenzja)

5. Maybelline NY, Dream Lumi Touch, rozświetlający korektor pod oczy - lubię go gównie za lekką konsystencję i niezłe krycie, co prawda zdarza mu się wchodzić w załamania, ale wystarczy do dobrze rozprowadzić, aby tego uniknąć. Nie wysusza, nie podrażnia, jest bardzo wydajny. Niestety nie wiem jaki mam numer, nie pamiętam i nie mogę znaleźć tej informacji na opakowaniu :(

*** OCZY ***


1. Sleek, Vintage Romance Palette, paleta cieni do oczu - to moja pierwsza paletka ze Sleek'a i od razu narodziła się między nami ogromna miłość. Uwielbiam ją za zestawienie kolorów (brązy, fiolety, śliwki), cienie mają świetną konsystencję, taką kremowo-pudrową, o pigmentacji nie wspominając, kapitalnie się blendują, wykonywanie nią makijażu to czysta przyjemność. Myślę o zakupie kolejnych palet Sleek'a :)

2. Lovely, Pump Up Mascara - największe zaskoczenie zeszłego roku. Nie lubię tuszy z silikonowymi szczoteczkami, odczuwam dyskomfort podczas ich używania, ponieważ ich włoski kują mnie w powieki. Ale potrzebowałam nowego tuszu, budżet miałam uszczuplony, więc pomna na blogerskie zachwyty sięgnęłam po niepozorną żółto-niebieską maskarę. Tusz jest rewelacyjny, świetnie rozczesuje, ładnie wydłuża i lekko podkręca rzęsy, są bardzo naturalne. Dla mnie efekt bomba. Jedyna wada, to że szybko wysycha. Tak się z tym tuszem polubiłam, że mam już 3 lub 4 opakowanie, dokładnie nie pamiętam :)

3. MAC, Pressed Pigment, w kol. Rock Candy - pierwszy produkt MAC z jakim miaałam do czynienia. Lubię za trwałość i migoczący efekt na powiekach. I za to, że nie zużyję go chyba do końca swoich dni :) (recenzja)

4. Myybelline, Color Tatoo, w kol On-And-On-Bronze i Eternal-Silver - z tatuażami od MNY mam nie lada problem, z bielą, turkusem i fioletem się nie lubię, ale już z metalicznym brązem i ze srebrem lubię się i to nawet bardzo. Dobrze się nakładają i stanowią świetną bazę pod sypkie pigmenty Inglota. Na bazie są nie do zdarcia.

5. DAX Cosmetics, Cashmere, baza pod cienie - świetny zamiennik dla bazy ArtDeco. Początkowo bardzo jej nie lubiłam, odłożyłam i wróciłam do niej po czasie i wtedy okazało się, że jest rewelacyjna. Świetnie podbija kolor cieni oraz przedłuża ich trwałość wzorowo.

*** USTA ***


1. Maybelline, Color Sensational Shine Gloss - uwielbaam z lekką, nieklejącą formułę, za soczyste odcienie i piękny połysk. (recenzja)

2. Pupa Milano, Shine Lip Gloss, Pupa Princess, szminka w płynie - absolutny ulubieniec ostatnich miesięcy, wg mnie najlepszy produkt w świątecznej kolekcji Pupy. Trwała, kryjąca i lekka formuła, przepiękny odcień brudnego, zgaszonego różu, do tego piękny  połysk. Idealna do codziennego makijażu.

Uff, to dotarłam do końca, mam nadzieję, że Wy także :) I co myślicie o moich tegorocznych ulubieńcach?

sobota, 3 sierpnia 2013

Tak niewiele do szczęścia mi potrzeba

Cześć!

Dzisiaj wychodząc z domu postanowiłam miło spędzić czas, a jak można spędzić go najlepiej? Realizując marzenia :D Nie, nie kupiłam sobie domu, samochodu, jachtu ani wycieczki do Nowego Jorku, spełniłam za to na razie tylko kilka marzeń kosmetycznych i wzbogaciłam się o rozświetlającą emulsję do twarzy Revlon Photoready Skinlights oraz prasowany pigment z MAC'a, który jest moim pierwszym kosmetykiem tej firmy.


Rozświetlającą emulsję do twarzy Revlon Photoready Skinlights w kol. Bare Light (nr 100) to powrót kultowego produktu marki Revlon w nowej odsłonie. Nowa formuła zawiera w sobie bakterie Lactobacillus oraz wyciąg z owoców Yuzu, które odżywiają i nawilżają skórę. Fotochromatyczne pigmenty odpowiadają za odbicie i rozproszenie światła, dzięki czemu nasza cera zyska zdrowy blask. Emulsję można nakładać pod podkład, stosować samodzielnie, zmieszać z podkładem, bądź nakładać punktowo na wybrane partie twarzy aby wykończyć makijaż. Dostępny jest w czterech odcieniach: Bare Light (100), Pink Light (200), Peach Light (300) oraz Bronze Light (400). Lubię wszelkiego rodzaju rozświetlacze, więc jak tylko zobaczyłam zapowiedź Revlon Photoready Skinlights zapragnęłam emulsji całym serduchem :D


O kosmetykach MAC po sieci krążą już legendy, długo chodziłam koło ich salonu, ale nie potrafiłam się zdecydować na coś konkretnego, jakby nie było, moja kolorówka osiągnęłam dość duże rozmiary i nie chciałam sięgać po np. kolejny filetowy cień do powiek. W końcu pojawiło się coś czego jeszcze nie mam - prasowane pigmenty i zgłupiałam bo wszystkie kolory są piękne, wahałam się między miętą a różem i ostatecznie wybrałam róż Rock Candy :) Nigdy nie stosowałam pigmentów, czy to sypkich czy prasowanych, jest to dla mnie zupełna nowość, ale ciekawa jestem mokrego efektu, który obiecuje MAC.


A jakie są Wasze kosmetyczne marzenia? Ja mam ich jeszcze kilka :D

środa, 3 kwietnia 2013

Revlon Colorstay - podkład do cery tłustej i mieszanej

Wiecie jak znaleźć podkład (prawie) idealny? Ja już wiem, przez przypadek :) Tak, zgadza się, właśnie w taki sposób trafił do mnie osławiony już w sieci podkład Revlon Colorstay. Z racji tego, że moja cera jest mieszana z tendencją do tłustej, wybrałam wersję podkładu przeznaczoną do tego właśnie typu cery. A raczej wybrała go dla mnie przemiła Pani z drogerii Hebe w warszawskim Blue City.

Powiem Wam szczerze, że po raz pierwszy spotkałam się z tak sympatyczna i kompetentą osobą, od której niejedna konsultantka z Sephory czy Douglasa mogłaby się uczyć. Widząc moje szaleństwo w oczach kiedy miotałam się od półki do półki w poszukiwaniu podkładu, grzecznie spytała się czy może mi pomóc, zazwyczaj odmawiam, ale w tym przypadku zaryzykowałam i poprosiłam o poradę. Zapytała się mnie czego szukam i w jakim przedziale cenowym, poinformowała mnie o dostępnych promocjach i zaproponowała Revlon, widząc moje niezdecydowanie zaprosiła mnie do stanowiska do makijażu i elegancko mnie umalowała, przy okazji doradzając na co powinnam zwrócić uwagę. Ponieważ w Hebe (i nie tylko) wszystko oświetlone jest mega jasnymi jażeniówkami wciąż nie byłam zdecydowana, usłyszałam, że oczywiście nie ma problemu, nie muszę dokonywać zakupu od razu, mogę sobie wyjść, popatrzeć na me lico w świetle dziennym i jeżeli się zdecyduję to zaprasza ponownie. Wszystko z uśmiechem i serdecznością (moim marzeniem jest być tak obsłużoną zawsze). Jak się okazało kolor miałam dobrany idealnie, pomimo, że na buzi miałam grubszą warstwę kosmetyku niż zazwyczaj postanowiłam zaryzykować i tak Revlon Colorstay w kol. 180 (Sand Beige) zasilił moją kosmetyczkę (w promocyjnej cenie 39,99 złotych polskich) i został moim numerem jeden.


Podkład ma bardzo przyjemną, lekką, trochę suchą konsystencję, przez co lepiej nakładać go palcami, ponieważ pędzel może zostawić nieestetyczne smugi. Ładnie wtapia się w skórę, nie tworzy maski. I teraz cechy, dzięki którym go pokochałam: naprawdę świetnie i długotrwale matuje, dobrze kryje, niweluje zaczerwienienia, nie podkreśla porów a nawet dzięki niemu stają się one mniej widoczne, jest bardzo trwały, a przy tym nie zapycha, nie uczula, po miesiącu stosowania nie pojawiła się na twarzy żadna przykra niespodzianka. Buzia długo wygląda świeżo i co najważniejsze, w końcu się nie błyszczy! Dawno nie trafiłam na tak dobry podkład.

Słów kilka o kolorze: posiadam nr 180 (Sand Beige), jest to jasny beż z żółtymi tonami, które idelanie pochłaniają zaczerwienia, a dobrany został do mnie perfekcyjnie.




Czy ten ideał ma wady? Oczywiście, jednak nie są to mankamenty bardzo uciążliwe. Przez swoją suchą konsystencję może podkreślać suche skórki, a ponieważ zima uparcie nie chce nas opuścić i moje policzki są przesuszone, w tych rejonach muszę uważać, ale odrobina więcej kremu załatwia sprawę. Największy minus to dla mnie opakowanie. Szklana butla bez pompki jest po prostu wybitnie niepraktyczna, może i ładnie prezentuje się na półce w łazience, ale chwila nieuwagi na pewno zaowocuje spektakularnym roztrzaskaniem się butelki o posadzkę i przyozdobieniem całej łazienki beżowymi kleksami. Na szczęście maluję się w pokoju i obchodzę się z butlą jak z jajkiem, ale to nie o to chodzi.


Mimo to, za całą gamę jego zalet jestem mu w stanie wszystko wybaczyć i tak już go pokochałam:)

A Wy macie swoich podkłądowych ulubieńców? Używałyście Colorstay? Czy kochacie go tak jak ja, czy omijacie go szerokim łukiem? Z ogromną przyjemnością poczytam o Waszych typach :)

Pozdrawiam ciepło,
E. :)