Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić błyszczyki, które od pierwszej aplikacji zawładnęły moim makijażem i podbiły moje serce - Maybelline New York Color Sensational Shine Gloss w kol.:
- nr 150 - Pink Shock,- nr 460 - Electric Orange, oraz
- nr 550 - Gleaming Grenadine.
Błyszczyki Maybelline New York Color Sensational Shine Gloss to wiosenna nowość marki. Poza wymienionymi kolorami na naszym rynku dostępne są jeszcze dwa: Glorious Grapefruit i Fuchsia Flash. Za granicą błyszczyki mają nieco inną nazwę - Color Sensational High Shine Gloss i są dostępne w aż 12 odcieniach. Czemu mnie to już nie dziwi?
Pomimo skromnego wyboru odcieni, są one naprawdę twarzowe i jestem przekonana, że każda z Was znajdzie coś dla siebie. Swoją przygodę z tymi błyszczykami zaczęłam od koloru Electric Orange, kiedy ten skradł moje serce czym prędzej popędziłam po Gleaming Grenadine, a kiedy i czerwień mnie oczarowała nie oparłam się pokusie i do tej dwójeczki dołączył jeszcze Pink Shock i na tym etapie stanowczo powiedziałam sobie: stop! Ale uwierzcie mi, łatwo nie było.
Błyszczyki zamknięto w prostych plastikowych opakowaniach o pojemności 6,8 ml. Nie jest to żadne mistrzostwo świata w kategorii pomysłowych opakowań, ale najważniejsze, że są one praktyczne i po prostu estetyczne. Aplikator to klasyczna gąbeczka i bardzo się z tego powodu cieszę, ponieważ wszelkiego rodzaju udziwnione aplikatory doprowadzają mnie do istnego szału. Gąbeczka jest miękka, nabiera odpowiednią ilość kosmetyku i gładko sunie po ustach.
Najmnocniejszą stroną błyszczyków jest ich konsystencja, lekka, nieklejąca i cudownie kremowa, dzięki czemu po nałożeniu usta są miękkie jak po zastosowaniu balsamu do ust. Bardzo mi się to podoba. Kolory są soczyste, półtransparentne ale dobrze napigmentowane, nie zawierają drobinek za to nadają ustom piękny połysk. Utrzymują się około 3 godzin, w starciu z jedzeniem lub piciem niestety nie mają szans, ale taka już uroda błyszczyków.
Standardowa cena to około 27 zł, teraz można je upolować na promocji za około 20 zł.
Czas na prezentację kolorów:
Electric Orange - ciepły, energetyczny pomarańcz, pięknie będzie się prezentował przy opalonej buzi, ale na tle skóry która jeszcze nie złapała pierwszych promieni słonecznych prezentuje się równie ładnie, ponieważ ociepla ją i rozświetla. Jest najbardziej dyskretnym odcieniem z tych, które posiadam.
Gleaming Grenadine - czerwień idealna, bardzo klasyczna, ale jednocześnie delikatna, świetnie sprawdza się i do codziennego makijażu jaki i do tego na większe okazje.
Pink Shock - słodki, cukierkowy róż, bardzo wiosenny, idealny na co dzień, jest dobrze napigmentowany i chyba najlepiej kryjący z całej trójki.
Color Sensational Shine Gloss niespodziewanie stały się moimi wiosennymi ulubieńcami, sięgnęłam po nie ochoczo jednak nie przypuszczałam, że tak je polubię (ostatnio zdarzyło mi się trafić na kilka bubli od MNY), te błyszczyki są po prostu rewelacyjne i z czystym sercem mogę je Wam polecić.
Próbowałyście już Color Sensational Shine Gloss? Który odcień najbardziej przypadł Wam do gustu?
A miałam je ostatnio kupić, ale tak jakoś się rozmyśliłam :-(
OdpowiedzUsuńMam jeden odcień ze stałej oferty błyszczyków Color Sensational Gloss i bardzo go lubię.
OdpowiedzUsuńNie miałam go, ale najbardziej podoba mi się Gleaming Grenadine :).
OdpowiedzUsuńNiestety moje usta po błyszczyku były by nie do odratowania :(
OdpowiedzUsuńale na twoich ustach prezentują się świetnie :)
Dziękuję :) A dlaczego Twoje usta byłyby nie do odratowania po błyzczyku?
UsuńŁadnie wyglądają:)
OdpowiedzUsuńElectric orange wygląda baaardzo ciekawie :) Chciałabym go.
OdpowiedzUsuńŚwietna kolekcja, wyznaję zasadę, że błyszczyków nigdy za wiele.
OdpowiedzUsuńróż jest fajny:) tylko że już nie używam błyszczyków;/ wolę pomadki
OdpowiedzUsuńnajbardziej mi się podoba pomarańczowy i czerwony :)
OdpowiedzUsuńz tych kolorów, które pokazałaś, najbardziej podoba mi się brzoskwinia i róż:D
OdpowiedzUsuń