Na wstępie, zanim zacznę, chciałabym serdecznie podziękować Fabrycznej, za umieszczenie mojego bloga na liście jej blogowych ulubieńców :) Dziękuję Ci Kochana, nawet nie wiesz jak mi humor poprawiłaś, jak mi się ciepło na serduchu zrobiło i jak bardzo się cieszę:) Moc uścisków :*
Przepraszam Was też za zastój na blogu, ale chwilowo praca wymaga ode mnie poświęcenia jej więcej czasu i uwagi i nie starcza mi już doby na mojego i wasze blogaski. Mam nadzieję, że ta burza niedługo się skończy i będę mogła w pełni powrócić do blogosfery :)
Niemniej jednak mam zamiar dzisiaj popełnić posta, posta wyjątkowego, posta długiego, takiego, którego jeszcze na Tęczowej Banieczce nie było, będzie trochę wspomnień, jeszcze więcej ekscytacji a wszystko to przyprawione lekką nutką nostalgii. Zabiorę Was dzisiaj w sentymentalną podróż w czasie, która zaczyna się w połowie lat 90-tych ubiegłego wieku. Gotowi? To zaczynamy :)
Jest rok 1996, mam 11 lat i pomału zaczynam odkrywać co to muzyka, zaczynam mieć swoich pierwszych idoli. Połowa lat 90-tych to czas popu i gazetek typu Bravo i Popcorn, obfitujących w wątpliwej jakości artykuły o ówczesnych gwiazdach estrady, ale kto na to wtedy zwracał uwagę? Liczyły się zdjęcia i plakaty, a każde pojawienie się kolejnego numeru w kiosku powodowało rumieńce na mej dziecięcej buzi. Nagle na firmamencie gwiazd pojawia się ONI - pięciu ślicznych chłopaczków, pięknie wystylizowanych (zgodnie z ówczesną modą), ładnie śpiewających i jeszcze lepiej tańczących (ale nie z gwiazdami) - Panie i Panowie na scenę wkracza boysband, który przez najbliższe lata zdominuje listy przebojów - oto Backstreet Boys! Moje dziewczęce serduszko wybucha szaloną miłością, sypie się lawina plakatów i artykułów wycinanych ze wszystkich gazet dostępnych na rynku, kasety zajmują honorowe miejsce na półce i z namaszczeniem są odsłuchiwane na walkmanie, a kiedy magnetofon wciąga taśmę wpadam w histerię...
Mija 18 lat, mamy rok 2014, wokół oczu pojawia się coś na kształt pierwszych zmarszczek, na głowie siwy włos się jeszcze nie sypnął, ale to zapewne kwestia czasu. Czy coś się jeszcze zmieniło? Przede wszystkim mój gust muzyczny, na przestrzeni tego czasu ewoluował, zmieniał się, ale wciąż odkrywam nowe obszary i na pewno nie mogę powiedzieć, że ostatecznie się ukształtował, to się chyba nigdy nie stanie. Zmienił się za to rynek muzyczny i on mi już nie odpowiada, nie bawią mnie narkotykowe ekscesy Biebiera, obnażająca się i niesmaczna Miley, wulgarna Rihanna, nie bawią mnie gołe piersi, pośladki i inne części ciała, dojrzałe kobiety udające, że wciąż mają mniej niż 25 lat, chcę muzyki, nie przerostu formy nad treścią, nawet jeśli jest to muzyka łatwa, prosta i przyjemna. I mimo tego wszystkiego, po 18 latach wciąż pozostaję fanką Backstreet Boys i nie boję się tego powiedzieć głośno. Więc kiedy pod koniec listopada zeszłego roku gruchnęła wiadomość, że chłopaki przyjeżdżają na koncert do Warszawy, po krótkiej chwili zwątpienia wiedziałam, że po prostu muszę tam być, koniec i kropka. Bilety kupiłam w ciągu 10 minut od rozpoczęcia sprzedaży i ze zdziwieniem patrzyłam, że 3/4 miejsc było już wykupionych. Bilety wysprzedały się na pniu, podobno w ciągu dwóch dni!! Byłam w szoku. W jeszcze większym szoku byłam, kiedy wiele osób myślało, że ten koncert jest jedynym koncertem, na który chłopaki się reaktywują. Otóż nic bardziej mylnego Kochani, oni wciąż istnieją, nagrywają i mają się świetnie. Po szczycie swojej kariery jaki osiągnęli na przełomie wieku zrobili sobie spontaniczną, bodajże 4 letnią przerwę, założyli rodziny, skupili się na solowych projektach, by w 2005 roku znów połączyć siły i wydać album "Never Gone". Dwa lata później, już jako kwartet, nagrali album "Unbreakable" (mój ulubiony) a w 2009 roku "This Is Us". Późnej wyruszyli w światową trasę koncertową z innym legendarnym boysbandem - New Kids On The Block, a w 2012 r. na dobre do zespołu powrócił Kevin i w połowie zeszłego roku na rynku pojawił się album "In A World Like This" i to w ramach trasy koncertowej promującej ten album chłopaki zawitali do Polski. Z nieznanych mi przyczyn w Polsce dawno postawiono na nich krzyżyk, uznając, że nikt ich już nie słucha. Nawet ostatni ich album jest w zasadzie w Polsce nieosiągalny, musiałam swoją kopię nabyć za pośrednictwem iTunes. Niedzielny koncert jednak pokazał, że jest całkiem spora grupa zapaleńców, którzy wciąż uwielbiają i słuchają BSB.
Kiedy zajechałam pod Torwar moim oczom ukazała się ogromna kolejka rozentuzjazmowanych kobiet (średnia wieku 25+), które przyjechały zobaczyć swoich idoli sprzed lat, a które chichotały i cieszyły się jak podlotki, które 18 lat temu wzdychały do ich plakatów. I ja wśród nich poczułam się jak w rodzinie. W końcu udało mi się dotrzeć na miejsce, hala póki co wypełniona w połowie, na telebimie na senie lecą fragmenty dokumentu o grupie (w zeszłym roku świętowali 20 lecie istnienia), a ja czuję narastającą ekscytację. Mija godzina 20.15, gasną światła, wypełniony już po brzegi Torwar rozbrzmiewa histerycznym wrzaskiem kilkutysięcznej widowni. Błysk świateł i są, oto oni, publika szaleje, wrzaski, krzyki, piski, zaczyna się zabawa. To były chyba jedne z najpiękniejszych chwil jakie przeżyłam w życiu, w ciągu tych dwóch godzin odleciałam na inną planetę, patrzyłam na swoich idoli, na pięciu dojrzałych mężczyzn, którzy wyglądają minimum o pięć lat młodziej niż wskazuje metryka, którzy nie udają kogoś kim nie są, mają do siebie i do tego co robią dystans, i świetnie się bawią w swoim towarzystwie i wiedzą, że wciąż fikają po scenie tylko i wyłącznie dzięki rozwrzeszczanemu tłumowi pod sceną, który z miłości rzucał w nich misiami, damską bielizną (tak tak, staniki i stringi stanowiły część show), polskimi flagami, kartonowymi serduszkami, a oni odwdzięczyli się skromnym w oprawie show, ale za to pełnym pozytywnej energii. Znów miałam 11 lat i zostawiłam na Torwarze kawałek (jeśli nie całe) swoje serce. Ten koncert był spełnieniem moich marzeń i cudowną odskocznią od dorosłego życia, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś chłopaki wpadną do nas z wizytą. Bo Backtreet Boys można kochać lub nienawidzić, lubić lub nie lubić, ale trzeba im przyznać, że czy to się komuś podoba czy nie, na stałe już wpisali się w historię muzyki rozrywkowej.
Kilka zdjęć z koncertu (mam też filmy, mój aparat kompaktowy nagrywa w jakości HD, więc domyślacie się jakiego banana mam na twarzy :D)
I dla przypomnienia kilka hitów z czasów, kiedy królowali na listach przebojów:
Everybody
I Want It That Way
Larger Than Life (mój ulubiony)
I coś nowego:
Show'Em (What You're Made of)
Zazdroszczę przeżyć, cieszę się że spełniło się Twoje marzenie. :)
OdpowiedzUsuńTo dopiero pierwsze, jeszcze wiele w kolejce :)
UsuńFajnie, że spełniasz swoje marzenia :-) Tęskniłam!!!
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję! To miłe :*
UsuńCieszę się, że udało Ci się spełnić swoje marzenie :) Ja też pamiętam moją ekscytację tym zespołem w latach szkoły podstawowej i średniej, ale chyba nie było tak duże jak Twoje :) Już wiesz, że ja czekam na JT w W-wie ;) i pewnie się tam zobaczymy ;)
OdpowiedzUsuńNa JT to lecimy obowiązkowo!
UsuńDziekuje Ci za ta notke... Ja nie bylam zapalona fanka.. ale moj narzeczony tak. I jestescie chyba tym samym rocznikiem :) Przeczytalam mu wszystko od A do Z :) ale jak zobaczylismy najnowsze nagranie w szoku bylam, ze sie ludzie tak postarzeli. Znam ich z teledyskow z poczatku kariery i ciezko mi bylo przyzwyczaic oko do tych samych twarzy pare ladnych lat pozniej... swietna notka. Fajne zdjecia! ;) Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz ile radości sprawił mi Twój komentarz :) No chłopaki trochę już zębem czasu nadgryzione, ale nadal są w świetnej formie, więc było na co popatrzeć :D Pozdrów narzeczonego!
UsuńDomyślam się jakie musiało być to dla Ciebie fanatasyczne przeżycie :) Sama nigdy nie byłam fanką zespołu, ale też mam swoje ulubione kapele. Uwielbiam chodzić na ich koncerty i robię to regularnie, kilka razy w roku. Jest moc na długo ;)
OdpowiedzUsuńTo był mój pierwszy koncert w życiu, nawet nie przypuszczałam, że takie wydarzenie niesie ze sobą tyle emocji. To jest coś wspaniałego :D Mam teraz zamiar częściej chodzić na koncerty.
UsuńSuper, że udało Ci się spełnić marzenie!
OdpowiedzUsuńTo dodaje skrzydeł :)
UsuńDoskonale Cię rozumiem. Wiem, jaka moc jest na koncertach, jakiej energii one dodają i jak potrafią odmieniać życie!:) BB też słuchałam, choć miałam wtedy 7 lat. Rozmyślałam pojechanie na koncert, ale jak widziałam, że zagrają w stolycy, to zrezygnowałam z wielu przyczyn (dojazdowych, finansowych, noclegowych...). Nie jest to zespół, dla którego byłabym w stanie pojechać np. do Gdańska (mieszkam na południu Polski), bo moje gusta się zmieniły i to jednak za inne kapele dałabym się pokroić. Jednakże patrząc na nagranie z yt z koncertu BB ogarnia mnie lekki smuteczek i zazdrość... z drugiej strony mam banana na twarzy, jak widzę tych "dziadków", którzy wolniej i inaczej ruszają się niż dawniej xD Zresztą... pewnie sama piszczałabym i darłabym się w niebogłosy, będąc tam razem z Wami;)
OdpowiedzUsuńLatka lecą, to fakt, ale trzeba im przyznać, że i tak są w świetnej formie, aż miło było i posłuchać i popatrzeć! Kochana gwarantuję Ci że zdarłabyś gardło, gdybyś tam była :D
Usuńchyba byłam jedną z nielicznych w podstawówce, która nie słuchała Backstreet Boys i NKOTB :D
OdpowiedzUsuńbliżej mi było do Depeche mode i Pearl jam ;)