sobota, 7 marca 2015

Kącik kulturalny: Próbując zrozumieć Greya

Cześć!

Na początek przychodzę do Was z postem z zaniedbanego cyklu "Kącik kulturalny" w ramach którego pojawiły się... dwa posty. Prawdziwy skandal, ale postaram się to nadrobić :) Dzisiaj na tapecie będzie wszechobecny Pan Szary, czyli Christian Grey, bohater bestsellerowej trylogii "50 twarzy Greya" autorstwa E.L. James.


Książka na rynku pojawiła się już kilka lat temu z miejsca robiąc furorę i od razu wskakując na pierwsze miejsca najlepiej sprzedających się książek. Pamiętam, że przy okazji premiery w Polsce, rozkręcono olbrzymią kampanię marketingową i gdzie nie zajrzałam, czy to była księgarnia czy gazeta, wszędzie było pełno Greya. Teraz mamy powtórkę z rozrywki, ponieważ w Walentynki na ekrany kin weszła ekranizacja pierwszej części trylogii a do kin przepuszczono prawdziwy szturm co przełożyło się na miliony monet zysku i pobite wszelkie rekordy otwarcia. I zaczęłam się zastanawiać o co chodzi, co takiego magicznego jest w tej historii, że porwała takie tłumy? Od razu przypomniałam sobie taki obrazek: jechałam do pracy tramwajem, na 4 miejscach obok siebie siedziały dziewczyny/kobiety z wypiekami na twarzy i każda z nich pochłaniała "50 twarzy Greya" i muszę przyznać, że wyglądało to całkiem zabawnie :)

W końcu ponad dwa tygodnie temu podjęłam próbę zrozumienia fenomenu Greya i sięgnęłam po pierwszą część trylogii. Nie liczyłam na wiele, recenzje jakie czytałam były raczej miażdżące, ale nie jestem z tych co wydają swoją opinię na temat czegoś o czym nie mają pojęcia, więc chciałam się sama przekonać czy faktycznie jest tak źle.

Historia jest bardzo prosta i do bólu schematyczna. Mamy młodziutką i niewinną główną bohaterkę - Anastasię Steel, która w trakcie wywiadu do gazety studenckiej poznaje obrzydliwie bogatego, nieziemsko przystojnego i bardzo tajemniczego biznesmena - Christiana Greya, Między dwójką bohaterów od razu zaczyna iskrzyć chociaż należą do zupełnie dwóch różnych światów. Brzmi znajomo? Tak, to współczesna wersja kopciuszka okraszona jedynie pikantnymi scenami cielesnych uniesień kochanków.

O ile pierwsze 100 stron pochłonęłam z zaciekawieniem, o tyle kolejne 500 lekko mnie znużyło. W zasadzie ciężko mówić tutaj o jakiejkolwiek akcji, kolejne rozdziały składają się z górnolotnych dialogów, rozwleczonych opisów erotycznych igraszek i gorączkowych rozmyślań Anastasii, które ze strony na stronę stają się coraz bardziej rozpaczliwe. Fabuła jest irracjonalna i wg mnie po prostu głupia, bo jak można inaczej nazwać zachowanie głównej bohaterki, która z zerowym doświadczeniem seksualnym daje się przywiązać do łóżka tudzież wychłostać pejczem/szpicrutą a ucieka z płaczem od swojego Księcia z Bajki gdy ten spuszcza jej manto w pupsko?

Najsłabszym punktem książki są bohaterowie a raczej ich brak, poza nijaką Anastasią i Christianem pojawia się kilka postaci drugoplanowych, niestety płaskich i bezbarwnych, w zasadzie nie wnoszących nic do fabuły. A największą zbrodnią wg mnie było zmarnowanie potencjału jaki drzemał w postaci Szarego, zgłębienie jego przeszłości, rozłożenie na czynniki pierwsze związku z Panią Robinson mogło być ciekawym wątkiem, kluczem do postaci, a tak wiemy jedynie, że jest jaki jest i niewiele chce zdradzać dlaczego taki jest, a każde pytanie na ten temat wywołuje w nim gniew.

Nie rozumiem fenomenu tej książki, wg mnie nie ma w niej nic wyjątkowego, nie ma nic magicznego co mogłoby spowodować, że zatęsknię za tą historią. Współczesnych historii o Kopciuszku było już wiele i ciężko jest wymyślić coś innowacyjnego w tym temacie. Seks? Wszędzie go pełno. Więc co?

Naprawdę próbowałam zrozumieć co przyciąga do Greya tylu czytelników i mi się nie udało. Może Wy mi pomożecie? Czytaliście powieści pani James? Co o nich sądzicie?

PS. O filmie się nie wypowiem, nie byłam i nie mam zamiaru iść, ale powiem w sekrecie, że na klapsa od Jamie'go Dornana wcale bym się nie obraziła :P Ot, takie humorystyczne zakończenie :)

13 komentarzy:

  1. Książki nie czytałam, ale wczoraj zdecydowałam się na film. Czy mi się podobał? niezbyt ;P Znaczy się zły nie był i nie należę do grupy, która 'hejtuje' całą serię, ale do wielbicielek nie należę. Trochę się wynudziłam - ostatecznie wypadł średnio w skali 1 do 10 oceniam go na 5 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film jakoś mnie nie kręci, po książkę sięgnęłam z ciekawości i po 2 i 3 część raczej nie sięgnę. Chciałam wiedzieć co i jak :)

      Usuń
  2. Nie czytałam, nie oglądałam i nie żałuje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaa i nie iem kim sa aktorzy w tym filmie :D w ogóle mało wiem o życiu :D

      Usuń
    2. Oj tam oj tam, czytuję portale plotkarskie to twarze kojarzę :) Bo i żałować nie ma czego Moja Droga!

      Usuń
    3. Obejrzałam film :D Ciesze się, że ie wydałam monet na kino ^^
      KOńcówka filmu dla mnie jest bezsensu :D

      Usuń
  3. Książki przeczytałam jakieś 5-10 stron wyjętych ze środka, bo akurat leżała na trampolinie, gdy koleżanka poszła się przebrać. Spodobał mi się, natomiast na razie mam inne książki do czytania ("Ciemno, prawie noc" - ciężko mi się ją czyta, ale jestem w tak ciekawym momencie, że muszę,muszę ją skończyć). ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciemno, prawie noc? Zaraz zapytam się wujka google co to za pozycja, może też sięgnę :)

      Usuń
    2. Już sądziłam pod koniec (gdy zostało 80 stron) , że rozwiązałam zagadkę, a tu okazało się, że nie. Bardzo, bardzo polecam. :))

      Usuń
  4. Nie przeczytałam do dziś i nawet nie mam specjalnie ochoty. Wolę nie mieć po prostu zdania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chciałam zgłębić tajemnicę fenomenu, ale nie było mi to dane :) Czy żałuję, że przeczytałam? Chyba nie :)

      Usuń
  5. Właśnie kończę pierwszą cześć i muszę przyznać, że nie rozumiem tego fenomenu. Zabrałam się za nią z ciekawości, bo tyle wszędzie o niej słyszałam, że musiałam się dowiedzieć o co tyle szumu. Książka jest bardzo słabo napisana, ciągle te same metafory i język bardzo powierzchowny. Mam wrażenie, że "Bluberry" i "Mac" sponsoruje autorkę.. Nie wiem czy zdecyduję się na kolejną część, ale jeśli tak to z pewnością przeczytam ją w wersji angielskiej, bo mam wrażenie, że polskie tłumaczenie było słabe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytanie w oryginale to niezły pomysł, już niejednokrotnie się przekonałam, że tłumaczenie potrafi zabić książkę, jedynym znanym mi przekładem, który przebijał oryginał było tłumaczenie Harry'ego Pottera przez Pana Polkowskiego - cud, miód, malina :) Ja raczej po kolejne części nie sięgnę, chyba, że nie będę miała co czytać, to może wtedy :)

      Usuń

Serdecznie dziękuję za Wasze komentarze, każdy czytam, z każdego się cieszę i każdy kolejny to dla mnie motywacja do dalszego blogowania :)