poniedziałek, 30 września 2013

Świeżo Malowane Poniedziałki - Golden Rose Holiday nr 58

Cześć!

Co by nie mówić mamy jesień, czy nam się to podoba czy nie. Ale nie ma tego złego... Dzisiaj mam dla Was pewien piasek, który w mojej kolekcji jest już od dawna, ale czekałam z jego prezentacją, aż do momentu, kiedy za oknem zamiast słońca będzie już szaro, buro i niestety zimno. To typowo jesienny odcień, ale piękny i trudny do zdefiniowania. Baza jest ciemna, brązowo-śliwkowa, a zatopiono w niej masę połyskujących drobinek w kolorze złota, fioletu i zieleni. Całość jest bardzo migotliwa, błyszcząca, wielowymiarowa, po prostu zachwycająca. Na paznokciu wygląda jak zaschnięta lawa, bardzo kolorowa lawa :)



Od strony technicznej lakier jest bezproblemowy, nakłada się równomiernie, nie rozlewa się na skórki, w zasadzie jedna warstwa wystarczy na pokrycie paznokci jednolitym kolorem, ja dla lepszego efektu nałożyłam dwie.





Ja się zakochałam, a Wam jak się podoba?

sobota, 28 września 2013

Jesienne szaleństwo zakupów, czyli jak znów mnie poniosło

Oj dałam dzisiaj czadu! A tłumaczyłam sobie, żeby na spokojnie kupić tylko i wyłącznie potrzebne rzeczy. Ale tłumaczenia, prośby i błagania racjonalnej części mojego umysłu zostały zagłuszone przez jazgot części euforycznej odpowiedzialnej w moim przypadku za przepuszczanie ciężko zarobionych pieniędzy z prędkością światła. Ale co począć, kiedy podchodzi się do wyspy Golden Rose i tam widzi się świeżutką, jeszcze pachnącą nowością kolekcję CARNIVAL? Oczy rozbłysły mi jak gwiazdy, twarz rozjaśnił zniewalający uśmiech, a rączka jakoś tak sama powędrowała i capnęła dwie butelczyny po brzegi wypełnione wszelkiej maści drobinkami w kolorze fioletu i różu. A że kolory wydały mi się raczej wiosenno-letnie, dobrałam im jeszcze piaskowego kompana, w ciekawym kolorze szarości przełamanej fioletem, idealnie pasującym do szarugi za oknem. No ale nie byłabym sobą gdybym sobie nie przypomniała, że u Mani widziałam obłędny lakier Sephory - Blackjack (klik) i że obiecałam sobie, że go kupię. Pech chciał, że Sephora była tuż obok, więc w ciągu mniej niż 5 minut stałam się szczęśliwą posiadaczką kolejnego lakierowego smakołyku. Ale to nie wszystko, chyba diabeł mnie podkusił, żebym zobaczyła jeszcze co w Naturze piszczy, a tam co? Dumnie rozpiera się nowa limitka Essence - Floral Grunge i oczom własnym nie wierzę, bo jest prawie cała i ostały się dwie sztuki różu! O co to, to nie, takiej okazji się nie przepuszcza, bo jak wiadomo, róże i rozświetlacze z limitek rozchodzą się jak świeże bułeczki, więc jeszcze drapnęłam ten róż. Bo przecież te 7836 róży, które mam potrzebuje nowego towarzysza, a takiego świeżego odcienia na pewno nie mam.

Na szczęście na tej cudownej zdobyczy poprzestałam. Skończyło się kosmetyczne szaleństwo. Przeprowadziłam sama ze sobą bardzo poważną i długą rozmowę, użyłam racjonalnych argumentów i złożyłam obietnicę samej sobie, jeśli się z niej wywiążę to Wam się pochwalę :) Chociaż na swoją obronę dodam, że moja chwilowa niepoczytalność nie wpłynęła jakoś bardzo mocno na stan mojego portfela. Nawet nie wiecie jaka to ulga :) A może jednak wiecie :) To teraz dowody mojej zbrodni:


Golden Rose CARNIVAL nr 04 (róż), nr 11 (fiolet)

Sephora nr 75 Blackjack, Golden Rose Holiday nr 54


A żeby w kółko nie było o kosmetykach, to kupiłam sobie dzisiaj bransoletki, z których jestem ogromnie zadowolona i zakupu absolutnie nie żałuję :D


A Wy wybrałyście się dzisiaj na zakupy czy odpoczywałyście?

środa, 25 września 2013

Będzie z tego Romance?

Oj będzie będzie!

Nowa paletka Sleek'a to nowy obiekt pożądania. Jedne z nas już je posiadają, inne właśnie gorączkowo klikają przycisk "dodaj do koszyka", kolejne jeszcze się wahają co do zakupu i zapewne jest też grupa dziewczyn, których Vintage Romance zupełnie nie rusza. Na temat paletek Sleek'a naczytałam się tyle dobrego, że naturalną koleją rzeczy było, że prędzej czy później jakaś trafi w moje ręce, wybór jest ogromny, nie mogłam się zdecydować, którą wybrać do momentu, kiedy w sieci pojawiły się zdjęcia promocyjne kolekcji Vintage Romance. To było to! A dzięki Minti Shop mogę się cieszyć swoim egzemplarzem i już wiem, że zakupu nie żałuję :)




Paletka to idealne na jesien połączenie ciepłych, złocistych odcieni ze śliwkowymi różo-fioletami, do tego odrobina czerni, granatu i matowej rudości. Większość cieni ma metaliczne wykończenie, ale znajdują się tu też satyny, maty i maty z brokatem. Pierwsze co zaobserwowałam w trakcie robienia swatchy to bardzo fajna pigmentacja oraz konsystencja, delikatna, jakby nieco kremowa, cienie są mięciutkie i świetnie się aplikują.













Jak Wam się podoba nowa paletka Sleek'a? Macią ją już w swoich zbiorach, czy to zupełnie nie Wasza bajka? Które paletki jeszcze polecacie?

poniedziałek, 23 września 2013

Świeżo Malowane Poniedziałki - IsaDora 641 Femme Fatale

Stało się, od dzisiaj oficjalnie mamy jesień, chociaż nieoficjalnie przyszła ona do nas już dawno. Ale nie ma się co smucić, nowa pora roku to nowy sezon w makijażu, okazja to testowania nowych odcieni kosmetyków w tym oczywiście lakierów do paznokci. Ja mam dla Was dzisiaj lakier z zeszłorocznej, jesiennej kolekcji IsaDory (kolekcja nosiła nazwę Paradox) - Femme Fatale i z tego co wiem, wciąż można go znaleźć na drogeryjnych półkach.


Femme Fatale to głęboka, bordowa czerwień o kremowym, błyszczącym wykończeniu. Kolor jest klasyczny, elegancki, bardzo jesienny. Żeby nie było smutno i zbyt klasycznie dodałam złote ćwieki od Misslyn (dostępne również w srebrnej wersji) w formie akcentu na palcach serdecznych.

Na zdjęciach: 1 warstwa NailTek Foundation II, 1 warstwa IsaDora 640 Femme Fatale, 1 warstwa Sally Hansen Insta-Dry, ćwieki Misslyn





Jak Wan się podoba?

sobota, 21 września 2013

Drobiazgi...

Hej!!!

Krótko, zwięźle i na temat, taka będzie dzisiejsza, późnowieczorna notka :) Planowałam spędzić dzisiejszy dzień w domu, relaksując się pod kocykiem z książką i/lub gazetą w jednej ręce i kubkiem herbaty w drugiej. Oczywiście plany wzięły w łeb i wybrałam się na zakupy, zupełnie spontaniczne i przyniosłam z nich kilka, niezwykle cieszących mnie drobiazgów :) Ponieważ miałam do wykorzystania kupon na 40 zł, odwiedziłam Douglasa. Początkowo miałam go spożytkować na jesienną kolekcję IsaDory - Color Chock, jednak lakierów do paznokci już nie było, a w błyszczyko-tintach wyglądałam wyjątkowo nietwarzowo i to w każdym z kolorów, bez wyjątku. W formie ciekawostki nadmienię tylko, że mają one ciekawą formułę, dają niezwykle nasycony, błyszczący kolor, są mocno kremowe i gęste, momentalnie przylegają do ust, co czyni je bardzo trwałymi, ledwo udało mi się je zetrzeć. Ponieważ pierwotne chciejstwa jednak nie znalazły się w koszyczku, zwróciłam się do stoiska z kosmetykami NYX i w przeciągu minuty wybrałam puder rozświetlający do twarzy i ciała łączący w sobie w sposób idealny odcienie różu, moreli i złota, kolor cudowny, pudru będę używać jako różu :) Później obrałam sobie za cel Inglota i tam skusiłam się na dwa sypkie pigmenty, w końcu postanowiłam się zmierzyć z tą formułą. Na początek wybrałam dwa odcienie: 180 - biały pyłek opalizujący na chłodny, bardzo jasny beż i 181 - mieszankę delikatnego bordo, chłodnego fioletu i odrobiny złota.

Jak Wam się podobają moje nowe drobiazgi?




środa, 18 września 2013

Żurawinowo-cytrynowa bomba dla dłoni - Pat&Rub Rewitalizujący Balsam do Rąk - recenzja

Skóra moich dłoni nie jest zbyt wymagająca jeśli chodzi o pielęgnację, szczególnie w okresie letnim, jednak ma tendencje do wysuszania i bez względu na porę roku jest po prostu szorstka. Przez mój żywot przewinęła się niezliczona ilość lepszych lub gorszych smarowideł do rąk, chociaż jeśli mam być szczera, najlepiej wspominam bezimienny, glicerynowy krem do rąk o zapachu cytryny, który jakieś 15 lat temu mój tata przynosił z pracy (tak, tak, takie były czasy, że w pracy dostawał kremy do rąk w ilości hurtowej). Żaden ze stosowanych później drogeryjnych cudów mu nie dorównał, aż do dnia gdy w moje ręce trafiła próbka Rewitalizującego Balsamu do Rąk Pat&Rub z żurawiną i cytryną. Dla mnie to było jak objawienie, cud nad cudami, w którym zakochałam się od pierwszego miziania. Po zużyciu próbki z prędkością światła klikałam balsam na merlin.pl, gdzie jeszcze udało mi się natrafić na fajną promocję i kupiłam balsam za jakieś 25 zł (normalna cena 39 zł). 


O tym jak omijałam P&R szerokim łukiem z uwagi na niezbyt ciepłe uczucia jakimi darzę osobę Pani Kingi pisać nie będę, po prostu pewnego dnia nadeszła ta chwila, kiedy uprzedzenia odłożyłam na bok i sięgnęłam po tą zgrabną, plastikową butelkę typu air-less, mieszczącą 100 ml balsamu do rąk. Opakowanie proste, praktyczne i przede wszystkim higieniczne dzięki pompce, która dozuje idealną ilość produktu na dłonie. Przy pierwszym użyciu musiałam ją rozruszać, ale przy późniejszym użytkowaniu ani razu się nie zacięła. Szata graficzna opakowania jest przyjemna dla oka, nienachalna, czytelna, zwyczajnie ładna :)






Na opakowaniu widnieje informacja, iż produkt jest w 100% naturalny, osobiście nie znam się na składach na tyle, żeby je dogłębnie analizować, ale dla zainteresowanych mam skład ze strony producenta, gdzie każdy składnik jest podlinkowany i krótko opisany:

AquaHelianthus Annuus (Sunflower) Seed OilCaprylic/Capric TriglycerideDecyl CocoateGlycerinCitrus Limon (Lemon) Fruit ExtractOlea Europaea (Olive) Fruit OilHydrogenated Olive OilPersea Gratissima (Avocado) Oil,Hydrogenated Vegetable OilVaccinium Macrocarpon (Cranberry) Fruit ExtractCetearyl AlcoholGlyceryl Stearate,Stearic AcidCetearyl GlucosideParfumDehydroacetic AcidBenzyl AlcoholSodium HyaluronateSodium Phytate,Tocopherol (mixed)Beta-SitosterolSqualeneCitrus Medica Limonum Peel
OilCitralGeraniolCitronellolLinalool,Limonene. 


Krem ma bardzo przyjemną, dosyć lekką, kremową konsystencję, która świetnie się wchłania (chociaż to akurat jest sprawa indywidualna i zależna od kondycji skóry dłoni). Po nałożeniu kosmetyku na dłonie od razu czuję ulgę i nawilżenie, a skóra staje się wręcz aksamitna. Co ważne, to uczucie pozostaje nawet po myciu rąk, więc nie ma potrzeby ponownego kremowania po każdym spotkaniu z wodą, co czyni ten krem niezwykle wydajnym :) Stosuję ten balsam od blisko pół roku, po tym czasie moja skóra jest widocznie nawilżona, bardzo gładka i miękka w dotyku, rzadziej reaguje podrażnieniami i zaczerwienieniami.


Krem nie tylko świetnie działa na moje dłonie (już nawet nie pamiętam, kiedy wyglądały tak ładnie i zdrowo), ale też rozpieszcza mój zmysł węchu. Przyznam, że zapachy cytrynowe nie należą do moich ulubionych, niejednokrotnie po prostu cuchną, przywodząc na myśl kiepski odświeżacz do toalet lub w najlepszym przypadku Domestos. Ale nie tym razem, zapach jest cudownie soczysty, świeży, kwaskowy i orzeźwiający jak świeżo wyciśnięta cytryna. Nie jest duszący, na skórze utrzymuje się przez dłuższą chwilę, ale nie męczy. Jak dla mnie to najładniejszy cytrynowy zapach z jakim się spotkałam.

Podsumowując, Rewitalizujący Balsam do Rąk jest dla mnie rewelacją i tegorocznym odkryciem, sprawił, że mam ogromną ochotę zapoznać się z ofertą P&R bardzo dokładnie, póki co przeczesuję sieć, czytam mnóstwo recenzji i robię chciejlistę. Na razie w kolejce stoi balsam do rąk z serii Otulającej (jak on rozkosznie pachnie), a ja mam ochotę jeszcze na peeling do ciała z tej samej linii. A Wy co polecacie? Macie swoich ulubieńców w ofercie P&R?

niedziela, 15 września 2013

Smakołyki z Lush

Cześć!

Dzisiaj przychodzę z postem z cyku "chwalę się" :) A tym razem mam czym, ponieważ dzięki koleżance, która miała okazję zawitać na kilka dni do Londynu, przytuliłam wymarzone kosmetyki Lush (Basiu, dziękuję :*). Oczywiście wybór był nie lada wyzwaniem, oferta jest niezwykle bogata, a mój wrodzony brak umiaru cierpiał przez ograniczenia jakie na siebie nałożyłam, bo po pierwsze kosmetyki są naturalne i mają krótki termin ważności a po drugie funt do tanich walut nie należy. Ostatecznie zdecydowałam się na trzy kosmetyki, świeżą maskę do twarzy Catastrophe Cosmetic i dwa masełka do ciała w kostce: King of Skin i Aqua Mirabilis, oba zamknięte w metalowych puszkach.


Fresh Face Mask Catastrophe Cosmetic


Maseczka oczyszczająca do skóry problematycznej, czyli takiej jak moja, która lubi od czasu do czasu zaskoczyć mnie paroma mniejszymi lub większymi niespodziankami.

Boddy Butters



King of Skin


Jedyne lushowe masełko, które nie ma w sobie peelingujących drobinek, podobno świetnie nawilża i odżywia skórę. Pachnie ładnie, ale dość specyficznie.

Aqua Mirabilis



Poza nawilżeniem i odżywieniem, dodatkowo peelinguje skórę, dzięki zatopionym w nim migdałowym drobinkom. Pachnie ładnie, orzechowo.

Myślałam, że puszeczki będą dodatkowo płatne, ale okazało się, że nie były. Są dosyć spore, więc jak zużyję moje masełka z pewnością wykorzystam je do przechowywania drobiazgów. Patrząc na te trzy cudowności i przeglądając lush'ową ofertę bardzo ubolewam nad faktem, że w Polsce nie ma ich salonów :(

A Wy, które produkty Lush lubicie najbardziej?

poniedziałek, 9 września 2013

Świeżo Malowane Poniedziałki - Marmurki od Lemax Colour

Hej!

Przypadek marmurków od Lemax Colour pokazuje jak jeden wpis może wywołać szaleństwo w blogosferze. Po tym wpisie Tamit24 przynajmniej połowa lakieromaniaczek przepuściła szturm na Allegro w celu nabycia tych uroczych lakierów w zawrotnej cenie 12 zł za zestaw pięciu sztuk lub ok 2-3 zł za pojedynczą buteleczkę. Ja stwierdziłam, że nie będę się rozdrabniać i od razu kliknęłam cały zestaw. Dzisiaj pokaże Wam dwa z pięciu kolorów.


W kwestiach użytkowych lakiery zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Wyposażono je w wygodny, elastyczny, niezbyt szeroki, ale też nie za wąski pędzelek. Mają dosyć rzadką konsystencję, ale nie rozlewają się na skórki, nakładają się równo, bez smug, nie bąbelkują i szybko wysychają na ładny połysk. Róż ma bardziej kryjącą formułę i spokojnie wystarczą dwie warstwy do pokrycia paznokci jednolitym kolorem, biały jest za to bardziej transparentny, aby uniknąć prześwitujących końcówek niezbędne będą trzy warstwy.


Ja te lakiery nazwałabym raczej makowymi niż marmurkowymi, ale nie zmienia to faktu, że efekt na paznokciach bardzo mi się podoba :) Czarne drobinki przypominają mi drobinki wanilii albo właśnie mak, skojarzenia jak widzicie mam raczej kulinarne :)

Na zdjęciach: 1 warstwa NailTek Foundation II, 2 warstwy lakierów Lemax, 1 warstwa Sally Hansen Insta-Dry






Jak Wam się podobają marmurki? Macie jakieś w swoich zbiorach?