piątek, 1 lutego 2013

Bez bazy ani rusz!

Hej!

Wzięło mnie dziś na wspominki i przy okazji przypomniałam sobie o recenzji, którą miałam napisać już jakiś czas temu, ale zacznę od początku :) Dawno, dawno temu, co prawda nie w odległej galaktyce, ale w liceum, kiedy zaczynałam moją przygodę z makijażem, zawsze miałam jeden problem - cienie odkładające się w załamaniu. Jako, że oczy to była ta część mojej twarzy, którą najbardziej lubiłam (i nadal lubię) traktować różnymi mazidłami, do szału doprowadzał mnie fakt, że po kilku godzinach wszystko lądowało tam, gdzie nie powinno i cała praca szła nie powiem gdzie. Byłam do tego stopnia bezsilna, że na parę lat pożegnałam cienie do powiek. Ale to było dobre 10 lat temu, człowiek jeszcze błądził w tym fascynującym, kolorowym świecie makijażu, nie do końca wiedział co i jak. Ale czas mijał, trochę się w tym kierunku podszkoliłam, poczytałam to i tamto i stał się cud, pojawiło się coś co odmieniło mój makijaż i znów pozwoliło się nim cieszyć i bawić - odkryłam zalety wszelkiej maści baz pod makijaż, ale najbardziej cieszyła mnie oczywiście baza pod cienie. I tu powoli zbliżam się do sedna dzisiejszej notki. Moją pierwszą bazą była baza ArtDeco. Produkt prawie idealny, poza ostrym charakterystycznym zapachem nie widziałam żadnych minusów. Ten mały czarny słoiczek była dla mnie siódmym cudem świata. Mym zachwytom nie było końca. Pierwsze opakowanie używałam prawie dwa lata, przez ten czas kosmetyk nie zmienił swoich właściwości, konsystencja była wciąż miękka, trochę tępa po roztarciu, ale cienie trzymały się mocno powieki, nie blakły, nie odkładały się w załamaniu. Nadeszła chwila, kiedy trzeba było kupić drugie opakowanie i tu rozczarowanie ogromne. Nie wiem, czy zmienił się skład, czy formuła, ale to nie była baza, którą pamiętam, to był po prostu dramat. Mazała się po powiece strasznie, żeby ostatecznie z niej spłynąć razem z cieniami. Do tego po kilku miesiącach zastygła na kamień. Zła jak nie wiem co, rozpoczęłam poszukiwania następczyni ArtDeco i tak, w poświątecznym szale zakupów i na promocji w Super-Pharm zakupiłam bazę Dax Cashmere Eyeshadow Base. I muszę przyznać, że jak na razie jestem bardzo zadowolona.

Za cenę ok. 17 zł (nawet nie wiem jaka jest normalna cena) otrzymałam porządny kosmetyk, spełniający swoje zadanie właściwie. Baza zamknięta jest w niewielkim, płaskim słoiczku, w którym zamknięte jest 7g produktu. Zakrętka jest prawie tej samej średnicy co słoiczek, dlatego po otwarciu mamy dobry, szeroki dostęp do zawartości. Baza jest w kolorze cielistym, z drobinkami, które po nałożeniu są w zasadzie niewidoczne, za to oko jest ładnie rozświetlone. Konsystencja jest miękka, maślana, wydaje się tłusta, ale po roztarciu na powiece, staje się sucha i aksamitna. Cienie rozprowadzają się po niej bardzo łatwo, pędzelek gładko sunie po powiece. Baza ładnie podbija kolor cieni, stają się wyraźniejsze, wydobywa z nich blask, no chyba, że mamy czysty mat. I sprawa najważniejsza, faktycznie przedłuża trwałość makijażu, jak umaluję się przed wyjściem do pracy o 6 rano, tak o 18 cienie nadal są tam, gdzie być powinny, trochę może już jaśniejsze, ale makijaż wciąż jest widoczny i wygląda świeżo. Czasem cienie lekko odłożą się w załamaniu przy wewnętrznym kąciki, ale taką mam już budowę oka (głęboko osadzone) i nic na to nie poradzę, delikatnie przeciągam palcem i wszystko znowu jest ok.

 
 
z lewej: bez bazy, po prawej: na bazie
Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z zakupu bazy Daxa, to naprawdę dobry kosmetyk, który mogę polecić z czystym sercem.
Bazy... używacie, lubicie, nie są Wam potrzebne? ArtDeco, Dax, Urban Decay a może Essence, bazę jakiej firmy używacie najchętniej? Z przyjemnością poczytam o Waszych ulubieńcach :)
Miłego weekendu!

4 komentarze:

  1. Zużyłam kilka słoików ArteDeco i najzwyczajniej mi się znudziła, chociaż z jej działania byłam bardzo zadowolona. Mam miniaturę bazy UD, ale nie jest to dozgonna miłość.Miałam też hean i joko i te u mnie całkowicie się nie spisały, w sumie z nimi cienie wyglądały gorzej niż bez. Miałam próbkę bazy Gosha i efekt był zależy od kombinacji, ilości nałożonej bazy i dnia. Jednak moje serca podbiła (równie jak ArtDeco) próbeczka Lumene, na tyle, że kupiłam całe opakowanie. Lubię też używać cieni w kremie jako bazę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Heanie słyszałam, ale nie mogłam jej nigdzie upolować. Joko nawet nie podejrzewałam, że ma bazy :) Najgorsza baza jaką używałam była od Inglota, na szczęście kupiłam ją na promocji, po dówch użyciach wylądowała w koszu, działała tak jak u Ciebie Hean i Joko. Z kolei o Lumene czytałam i słyszałam bardzo dobre opinie i jak zużyję Daxa (albo mi się znudzi) chętnie przetestuję Lumene. Cienie kremowe niestety na mnie w ogóle się nie trzymają :( Tatuaże od Maybellina, które wiele osób chwali za trwałość, nawet na bazie spływają w mgnieniu oka, o odkładaniu się i rolowaniu nie wspomnę.

      Usuń
  2. U mnie baza Dax się nie sprawdziła. Podejrzewam, że to raczej wina mojego własnego braku umiejętności (i ewentualnie też skóry na powiekach), niż samej bazy. Nie potrafiłam jej równomiernie rozłożyć, w związku z czym cienie po nałożeniu, zwłaszcza po kilku godzinach noszenia wyglądały mało estetycznie. Co się natomiast sprawdziło, to Paint Pot z MAC'a (kolor Painterly), oraz baza pod cienie "I love stage" z Essence. Za tą ostatnią przemawia też cena :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Essence też chcę spróbować. Za taką cenę, to aż żal tego nie zrobić :)

      Usuń

Serdecznie dziękuję za Wasze komentarze, każdy czytam, z każdego się cieszę i każdy kolejny to dla mnie motywacja do dalszego blogowania :)