poniedziałek, 4 lutego 2013

Naklejane czary mary

Cześć!

Z okazji poniedziałku mam dla Was obiecane swatche Nail Patchy z Sephory w "kolorze" Crackle Pop (popękaniec, rozbite szkło, skóra węża, co komu na myśl przyjdzie).

Nail Patch to nic innego jak lakier do paznokci w formie naklejki. Gadżet tyle praktyczny co i problematyczny. Za jego praktycznością przemawia niewątpliwie fakt, że o odpryskach nie ma mowy, naklejki twardo trzymają się paznokci i nawet zmywacz nie jest im straszny. Problematyczna jest oczywiście aplikacja, potrzeba cierpliwości i czasu. Mnie zajęło to pół godziny, razem z nałożeniem bazy i topu, ale to moje któreś z kolei naklejki, więc jako taką wprawę mam. Pierwsze nakładałam chyba z godzinę :) Ale warto się poświęcić, bo efekt jest naprawdę świetny (ok, mnie w paru miejscach nie wyszło do końca idealnie, ale co tam, najważniejsze, że wrażenie profesjonalnego mani jest, a w każdym razie taką mam nadzieję ;P).

Może zacznę od krótkiego opisu. Jedno opakowanie zawiera 16 naklejek (2 x po 8) w różnych kształtach, tak aby można je było dopasować do kształtu płytki. Nie oszukujmy się, trzeba dociąć tu i tam, idealnie nie da się dopasować. Ponieważ po użyciu zostają jeszcze 3 rozmiary naklejek, ja zostawiam je do zdobienia palca serdecznego, szkoda mi wyrzucić coś z czego jeszcze mogę skorzystać. Poza nalepkami zamkniętymi w hermetycznej torebce w zestawie mamy jeszcze instrukcję (również w jęz. polskim) i giętki kartonik ze srebrną, przylepną folią, którego przeznaczenia niestety nie znam :( naprawdę nie mam pojęcia do czego służy.



Aplikacja: kiedy już dopasujemy poszczególne naklejki do kształtu paznokci, nakładamy je w następujący sposób: zrywamy ochronną folię, potem ostrożnie odklejamy nalepkę z kartonika chwytając za srebrną końcówkę (uwaga, niektóre są bardzo delikatne i łatwo się rwą), przykładamy do paznokcia i ostrożnie naklejamy, potem dociskamy mocno jednocześnie wygładzając powierzchnię, wystający nadmiar zaginamy przy krawędzi paznokcia, naklejka sama powinna się oderwać, ewentualne zadziorki usuwamy pilniczkiem, wszelki nadmiar "lakieru" wokół płytki delikatnie usuwamy metalową szpatułką lub drewnianym patyczkiem do odsuwania skórek. I paznokieć gotowy :) Brzmi skomplikowanie, ale uwierzcie mi, że w rzeczywistości jest proste. A efekt końcowy wygląda tak (trochę skopałam serdeczny palec, ale bardzo się starałam żeby było idealnie :D):


na tym zdjęciu najlepiej widać cieniowanie brokatu: na palcu wskazującym i małym jest złoty, na środkowym - różowo-złoty, na serdecznym - zielonkawy. Cieniowanie najbardziej widać w opakowaniu, podejrzewam, że na długich paznokciach byłoby bardziej widoczne, ja mam płytkę drobną, wąską i krótką, więc nie ma niestety tego efektu.




I jeszcze słów kilka  trwałości, ja z przyzwyczajenia używam bazy i topu, i chociaż nalepki same w sobie pięknie się błyszczą to nakładam top, żeby zabezpieczyć brzegi przed odklejaniem. Wszystkie użyte do tej pory nail patche trzymały się na paznokciach 7 dni, jedynymi ubytkami były starte końcówki. Przeżyły kilkakrotne mycie głowy, zmywanie, a nawet remont :)

I jak Wam się podoba? Zbędny gadżet? Skusiłybyście się czy raczej pozostaniecie wierne klasycznym lakierom do paznokci? A może już używałyście, co sądzicie o takim zdobieniu paznokci?

Trzymajcie się :)

3 komentarze:

  1. muszę zanabyć taki gadżet, bo kuszą mnie i kuszą te naklejki i nie przestaną dopóki ich nie wypróbuję :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypróbuj koniecznie :) Ja je uwielbiam i wracam do nich wciąż i wciąż.

      Usuń
  2. Używałam takich naklejek z sephory i byłam baaardzo zadowolona. Te Twoje są śliczne:D

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za Wasze komentarze, każdy czytam, z każdego się cieszę i każdy kolejny to dla mnie motywacja do dalszego blogowania :)